Zayn ocknął się mimo całkowitej
ciemności. Niebo dopiero powoli przybierało jaśniejsze odcienie,
ale żaluzje i tak uniemożliwiały dostanie się do pokoju
jakiegokolwiek promienia światła. Od razu poczuł miłe źródło
ciepła przyklejone do jego boku i torsu. Od jakiegoś czasu co rano
miał ten sam problem. To niewielkie, miękkie, wtulone w niego ciało
sprawiało, że jego normalnie niezachwiana motywacja do wstawania
mierzyła się z poważnym kryzysem. Tak, jakby jej głowa nie była
ledwo wyczuwalnie ułożona na jego sercu, ale ważyła tonę, spod
której nie był w stanie po prostu wyślizgnąć się. Jego
zdroworozsądkowa część umysłu wiedziała jednak, że lepiej
wstać zanim dziewczyna się obudzi, bo gdy na wpół śpiąca
zaczynała oplatać ręce wokół jego karku odnosił wrażenie, że
zmieni zdanie i zostanie z nią. A nie mógł. Starając się nie
obudzić dziewczyny powoli opuścił łóżko i poszedł do łazienki.
Liam był już w kuchni i pił kawę, gdy brunet wszedł do
pomieszczenia. Tym razem szatyn był mu potrzebny, więc mieli
pojechać do biura razem.
- Wszystko okej?... Coś się stało? - Liam miał, trochę jak Ivy, dziwny talent do zauważania i odczytywania lekkich zmian nastroju bruneta, który teraz był rzeczywiście zamyślony. Zayn westchnął przebiegając palcami po włosach.
-Chyba nic, w czym mógłbyś mi pomóc... - Posłał przyjacielowi niewyraźny uśmiech. Zanim zasnął po jego głowie kołatała się nieproszona myśl, która wróciła, gdy tylko znalazł się pod prysznicem. Czy ona się tym naprawdę nie znudzi? Coraz boleśniej zdawał sobie sprawę, że trzymanie dziewczyny pod kluczem w domu może się źle skończyć. Co z tego, że będzie ją miał, jeśli mała stwierdzi, że nie wystarcza jej takie życie? Kiedy jej się znudzi? Kiedy znajdzie moment, żeby zniknąć dochodząc do słusznego wniosku, że mogłaby robić wszystko, w dowolnym miejscu, tylko bez niego... Gdy obrzydnie jej tęsknota i oczekiwanie na niego codziennie... Miał wrażenie, że jest w najgorszym momencie znajomości z Ivy, była tu za krótko, żeby mógł jej całkowicie zaufać, ale za długo, żeby mógł powiedzieć, że nic dla niego nie znaczy i ją puścić. Potrzebował zrobić coś, co przynajmniej złudnie zapewni mu, że dziewczyna czuje się z nim dobrze i być może odwlecze to, czego się obawiał. Nie był tylko pewien ani co zrobić, ani jak powiedzieć o tym przyjacielowi.
- Chodzi o pracę czy o Ivy?
- O nią... możemy pogadać w drodze?
- Jasne.
Zebrali się, opuścili dom i wyjechali z garażu milcząc, ale gdy włączyli się do ruchu miejskiego, Zayn ze zmarszczonymi brwiami mruknął:
- To wszystko przez to, że nie ma nas w domu, a Ivy siedzi sama i się nudzi...
- Nie nudzi się... ma rurę, ma książki, gotuje...
- I przez ile będzie jej to wystarczać? To jest takie wkurwiające uczucie, ale wydaje mi się, że któregoś dnia wrócę, a jej nie będzie. Jest do tego zdolna, weźmie torbę i wyjdzie... Bo kurwa mogłaby robić inne rzeczy niż czekać na mnie w moim pieprzonym domu. - Frustracja brała nad nim górę.
- Ale co chcesz zrobić? Chcesz, żebyśmy znowu zostawali w domu?
- Nie... myślałem raczej... chciałem zrobić coś, żeby... nie wiem... nie czuła, że siedzi zamknięta...
- Może zabierz ją do kina, teatru albo na kolację...
- Nie wiem... myślisz, że dwie godziny poza domem załatwią sprawę? Wolałbym... wyjechać z nią gdzieś sam...
- No to chyba nie ma problemu... nie wiem jak by było z jakimś dłuższym wyjazdem, ale weekend na pewno da się załatwić
- Tak, tylko chciałbym mieć weekend tylko z nią, a nie z telefonem, żeby wszystkim mówić co mają robić...
- Mogę się tym zająć, zostaw mi swój telefon służbowy.
- Myślisz, że to się uda?
- Pewnie, przecież bardzo mało osób ma twój numer prywatny i nie są to ludzie, którzy zawracaliby ci głowę bez wyższej konieczności. Na przykład ja.
- I nie będziesz do mnie dzwonił nawet jak dom będzie płonąć?
- Czyli pożar to nie wyższa konieczność? Nie no, wtedy to może zadzwonię na straż pożarną... a gdzie byś chciał pojechać?
- Czy Matt nadal ma domek w Szkocji? Ivy kiedyś mówiła, że chciałaby tam pojechać...
- Wydaje mi się, że tak... przynajmniej nie słyszałem, żeby się go pozbył... Chcesz jechać w ten weekend?
- Tak, tak myślę... nie mamy żadnych spraw do załatwienia w weekend, nie? Mógłbym ją zabrać w piątek wieczorem... mielibyśmy całą sobotę i większość niedzieli... wrócilibyśmy na noc w niedzielę...
- Nie ma sprawy, ogarnę ewentualne telefony przez dwa dni... Mogę podjechać jutro i pożyczyć klucze od Matta, jeśli nie będzie mieć nic przeciwko.
- Zadzwonię do niego i ustalę to... - Liam skinął głową i zamilkł niezdecydowany czy ma coś jeszcze powiedzieć, ale po chwili wypuścił ciężko powietrze i mruknął:
- Zayn... wiem, że jest dla ciebie ważna... przestań traktować ją jakby była tu tylko przelotem...
- Przecież...
- Wiem, że jej tak nie traktujesz, chodzi mi o to, że jeśli ma być z tobą to powinna wiedzieć o tobie przynajmniej tyle co ja... ciągle męczy ją to, że tak mało o tobie wie... nie naciska, ale przecież wiesz, że tu zostanie i powinna wiedzieć więcej... wykorzystaj ten czas z nią i opowiedz jej coś... albo jej ufasz, albo to nie jest związek, tylko, że wtedy powinieneś dać jej odejść.
Liam miał rację. Oczywiście. Tylko, że Zayn chciał mieć pewność. Chciał mieć Ivy w każdy możliwy sposób i chociaż była dla niego ważna, to chłopakowi trudno było przyznać, że jej ufa. A dzielenie się z nią jego historią oznaczałoby, że tak jest. Chyba miał potrzebę, żeby dziewczyna pierwsza wykazała zaufanie, a były trzy obszary, w których się wahała. Jej były, jej ciało i jej przeszłość. Teraz, gdy o tym myślał zaczynał mieć nadzieję, że może ten wyjazd pozwoli mu wyciągnąć z Ivy jakieś informacje, albo przynajmniej przemyśleć pewne sprawy bez zbędnego rozpraszania uwagi pracą.
W piątek, gdy Zayn wrócił z pracy całkiem niewinnie uśmiechnął się całując Ivy na przywitanie i spokojnie zjadł obiad. Potem poszedł do siebie spakować kilka rzeczy i podrzucić Liamowi telefon i parę papierów z pracy, a gdy wychodził od szatyna z pokoju zobaczył wchodzącą na piętro dziewczynę i mruknął:
- Mała, pakuj się. Za pół godziny wyjeżdżamy.
- Co? Niby gdzie?
- Na wycieczkę.
- Zayn... robi się ciemno... - Ivy zmarszczyła brwi zastanawiając się, czy brunet żartuje, a jeżeli nie, to do czego zmierza...
- No i super. Mniej idiotów na drodze.
- Ty... mówisz poważnie?
- Tak, mała. Dwa dni poza Londynem.
- Ale gdzie?
- Mówiłaś, że lubisz Szkocję?
- No, tak...
- No to właśnie tam. Weź coś ciepłego. - Zayn odszedł zostawiając ją osłupiałą, ale chwilę tylko zajęło jej stwierdzenie, że brunet na poważnie proponował jej wyjazd, więc poleciała do sąsiedniego pokoju, gdzie wciąż znajdowały się jej ubrania i do torby wsadziła kilka przydatnych rzeczy i kosmetyków i właściwie pomyślała, że jest gotowa. Ubrała ciepły sweter, skoro czekała ich kilkugodzinna jazda i z torbą zeszła na dół, gdzie brunet już na nią czekał. Liam, który rozmawiał z Zaynem uśmiechnął się do niej ciepło i mruknął cicho, gdy tylko brunet zniknął w garażu:
- Będzie fajnie, tylko wykorzystaj czas i każ mu mówić. - Nietypowa rada, ale dziewczyna wiedziała do czego się odnosił.
- Dzięki, mam nadzieję. Pa, Liam. - Uśmiechnęła się do niego, ubrała kurtkę i zbiegła do garażu słysząc pomruk silnika.
Po wyjechaniu z Londynu, które zajęło im sporo czasu, jako, że był piątkowy wieczór, znaleźli się wreszcie na autostradzie i gdy Zayn nie musiał już przejmować się manewrami Ivy wyciągnęła rękę i objęła dłoń bruneta, która spoczywała na kierownicy. Chłopak uśmiechnął się na ten drobny gest i przeniósł ich dłonie na udo szatynki.
- Wiesz... myślę, że poczyniliśmy pewne postępy od naszej ostatniej wspólnej podróży. - Uśmiechnął się czując jak szatynka bawi się jego palcami.
- Tak? Jakie?
- Już nie grozisz mi pozbawieniem ręki. - Dziewczyna uśmiechnęła się przypominając sobie, jak jeszcze nie tak dawno jego dłoń tak bardzo ją irytowała.
- Naprawdę nudzisz się w domu? - Mruknął cicho po chwili. - Bo wiesz, jakbyś czegoś chciała to powiedz.
- Przez ciebie mam wyrzuty sumienia... nie dość, że mnie przygarnąłeś, to teraz martwisz się, że się nudzę? Czułabym się lepiej, gdybym mogła dołożyć się do mieszkania i wiesz, ogólnie nie być pasożytem...
- Kurwa, Ivy... jesteś ze mną i nie chcę żebyś pracowała. Jak tylko powiesz, że czegoś chcesz to załatwię to.
- Wiem Zayn. - Mruknęła smętnie, bo wiedziała, że nie zmienił zdania, a nie chciała się z nim kłócić. Była to patowa sytuacja, bo oboje chcieli dobrze, ale obojgu propozycja drugiego nie podobała się.
- Ale nie chcę też, żebyś czuła się źle w domu...
- A jak powiem, że tylko praca by mnie uszczęśliwiła?
- No świetnie, czyli ja cię nie uszczęśliwiam? Może upiję cię na wyjeździe i zapomnisz o pracy? Może wtedy wystarczę ci do szczęścia?
- Pod warunkiem, że ty się ze mną upijesz i zapomnisz o swojej pracy.
- To wystarczy, że zaopatrzymy się w dużą ilość alkoholu. O pracy już zapomniałem.
- Tak? I nikt nie zadzwoni jutro rano, że musisz koniecznie wrócić?
- Nie. - Zayn uśmiechnął się spoglądając na dziewczynę. - Nie mam telefonu, więc nawet jakby się paliło to nie będę wiedział.
- I jesteś taki spokojny? Żadnej kontroli nad firmą?
- Została w dobrych rękach Liama, więc się nie martwię.
Ivy umilkła i dalej delikatnie bawiąc się palcami chłopaka wpatrzyła się w migoczące w oddali światła jakiegoś miasta. Była trochę sfrustrowana tą rozmową... Nie do końca chciała, żeby tak się potoczyła. Czyli ja cię nie uszczęśliwiam?... Właśnie, czuła się tak, jakby Zayn miał monopol na sprawianie, że była szczęśliwa... tylko gdy znikał to wolałaby mieć zajęcie, a on nie mógł z jakiegoś powodu tego zaakceptować. Już i tak miała wrażenie, że w bardzo dużym stopniu zrezygnowała z niezależności, którą tak bardzo ceniła. Wszystko przez niego... wszystko dla niego...
- Wszystko okej?... Coś się stało? - Liam miał, trochę jak Ivy, dziwny talent do zauważania i odczytywania lekkich zmian nastroju bruneta, który teraz był rzeczywiście zamyślony. Zayn westchnął przebiegając palcami po włosach.
-Chyba nic, w czym mógłbyś mi pomóc... - Posłał przyjacielowi niewyraźny uśmiech. Zanim zasnął po jego głowie kołatała się nieproszona myśl, która wróciła, gdy tylko znalazł się pod prysznicem. Czy ona się tym naprawdę nie znudzi? Coraz boleśniej zdawał sobie sprawę, że trzymanie dziewczyny pod kluczem w domu może się źle skończyć. Co z tego, że będzie ją miał, jeśli mała stwierdzi, że nie wystarcza jej takie życie? Kiedy jej się znudzi? Kiedy znajdzie moment, żeby zniknąć dochodząc do słusznego wniosku, że mogłaby robić wszystko, w dowolnym miejscu, tylko bez niego... Gdy obrzydnie jej tęsknota i oczekiwanie na niego codziennie... Miał wrażenie, że jest w najgorszym momencie znajomości z Ivy, była tu za krótko, żeby mógł jej całkowicie zaufać, ale za długo, żeby mógł powiedzieć, że nic dla niego nie znaczy i ją puścić. Potrzebował zrobić coś, co przynajmniej złudnie zapewni mu, że dziewczyna czuje się z nim dobrze i być może odwlecze to, czego się obawiał. Nie był tylko pewien ani co zrobić, ani jak powiedzieć o tym przyjacielowi.
- Chodzi o pracę czy o Ivy?
- O nią... możemy pogadać w drodze?
- Jasne.
Zebrali się, opuścili dom i wyjechali z garażu milcząc, ale gdy włączyli się do ruchu miejskiego, Zayn ze zmarszczonymi brwiami mruknął:
- To wszystko przez to, że nie ma nas w domu, a Ivy siedzi sama i się nudzi...
- Nie nudzi się... ma rurę, ma książki, gotuje...
- I przez ile będzie jej to wystarczać? To jest takie wkurwiające uczucie, ale wydaje mi się, że któregoś dnia wrócę, a jej nie będzie. Jest do tego zdolna, weźmie torbę i wyjdzie... Bo kurwa mogłaby robić inne rzeczy niż czekać na mnie w moim pieprzonym domu. - Frustracja brała nad nim górę.
- Ale co chcesz zrobić? Chcesz, żebyśmy znowu zostawali w domu?
- Nie... myślałem raczej... chciałem zrobić coś, żeby... nie wiem... nie czuła, że siedzi zamknięta...
- Może zabierz ją do kina, teatru albo na kolację...
- Nie wiem... myślisz, że dwie godziny poza domem załatwią sprawę? Wolałbym... wyjechać z nią gdzieś sam...
- No to chyba nie ma problemu... nie wiem jak by było z jakimś dłuższym wyjazdem, ale weekend na pewno da się załatwić
- Tak, tylko chciałbym mieć weekend tylko z nią, a nie z telefonem, żeby wszystkim mówić co mają robić...
- Mogę się tym zająć, zostaw mi swój telefon służbowy.
- Myślisz, że to się uda?
- Pewnie, przecież bardzo mało osób ma twój numer prywatny i nie są to ludzie, którzy zawracaliby ci głowę bez wyższej konieczności. Na przykład ja.
- I nie będziesz do mnie dzwonił nawet jak dom będzie płonąć?
- Czyli pożar to nie wyższa konieczność? Nie no, wtedy to może zadzwonię na straż pożarną... a gdzie byś chciał pojechać?
- Czy Matt nadal ma domek w Szkocji? Ivy kiedyś mówiła, że chciałaby tam pojechać...
- Wydaje mi się, że tak... przynajmniej nie słyszałem, żeby się go pozbył... Chcesz jechać w ten weekend?
- Tak, tak myślę... nie mamy żadnych spraw do załatwienia w weekend, nie? Mógłbym ją zabrać w piątek wieczorem... mielibyśmy całą sobotę i większość niedzieli... wrócilibyśmy na noc w niedzielę...
- Nie ma sprawy, ogarnę ewentualne telefony przez dwa dni... Mogę podjechać jutro i pożyczyć klucze od Matta, jeśli nie będzie mieć nic przeciwko.
- Zadzwonię do niego i ustalę to... - Liam skinął głową i zamilkł niezdecydowany czy ma coś jeszcze powiedzieć, ale po chwili wypuścił ciężko powietrze i mruknął:
- Zayn... wiem, że jest dla ciebie ważna... przestań traktować ją jakby była tu tylko przelotem...
- Przecież...
- Wiem, że jej tak nie traktujesz, chodzi mi o to, że jeśli ma być z tobą to powinna wiedzieć o tobie przynajmniej tyle co ja... ciągle męczy ją to, że tak mało o tobie wie... nie naciska, ale przecież wiesz, że tu zostanie i powinna wiedzieć więcej... wykorzystaj ten czas z nią i opowiedz jej coś... albo jej ufasz, albo to nie jest związek, tylko, że wtedy powinieneś dać jej odejść.
Liam miał rację. Oczywiście. Tylko, że Zayn chciał mieć pewność. Chciał mieć Ivy w każdy możliwy sposób i chociaż była dla niego ważna, to chłopakowi trudno było przyznać, że jej ufa. A dzielenie się z nią jego historią oznaczałoby, że tak jest. Chyba miał potrzebę, żeby dziewczyna pierwsza wykazała zaufanie, a były trzy obszary, w których się wahała. Jej były, jej ciało i jej przeszłość. Teraz, gdy o tym myślał zaczynał mieć nadzieję, że może ten wyjazd pozwoli mu wyciągnąć z Ivy jakieś informacje, albo przynajmniej przemyśleć pewne sprawy bez zbędnego rozpraszania uwagi pracą.
W piątek, gdy Zayn wrócił z pracy całkiem niewinnie uśmiechnął się całując Ivy na przywitanie i spokojnie zjadł obiad. Potem poszedł do siebie spakować kilka rzeczy i podrzucić Liamowi telefon i parę papierów z pracy, a gdy wychodził od szatyna z pokoju zobaczył wchodzącą na piętro dziewczynę i mruknął:
- Mała, pakuj się. Za pół godziny wyjeżdżamy.
- Co? Niby gdzie?
- Na wycieczkę.
- Zayn... robi się ciemno... - Ivy zmarszczyła brwi zastanawiając się, czy brunet żartuje, a jeżeli nie, to do czego zmierza...
- No i super. Mniej idiotów na drodze.
- Ty... mówisz poważnie?
- Tak, mała. Dwa dni poza Londynem.
- Ale gdzie?
- Mówiłaś, że lubisz Szkocję?
- No, tak...
- No to właśnie tam. Weź coś ciepłego. - Zayn odszedł zostawiając ją osłupiałą, ale chwilę tylko zajęło jej stwierdzenie, że brunet na poważnie proponował jej wyjazd, więc poleciała do sąsiedniego pokoju, gdzie wciąż znajdowały się jej ubrania i do torby wsadziła kilka przydatnych rzeczy i kosmetyków i właściwie pomyślała, że jest gotowa. Ubrała ciepły sweter, skoro czekała ich kilkugodzinna jazda i z torbą zeszła na dół, gdzie brunet już na nią czekał. Liam, który rozmawiał z Zaynem uśmiechnął się do niej ciepło i mruknął cicho, gdy tylko brunet zniknął w garażu:
- Będzie fajnie, tylko wykorzystaj czas i każ mu mówić. - Nietypowa rada, ale dziewczyna wiedziała do czego się odnosił.
- Dzięki, mam nadzieję. Pa, Liam. - Uśmiechnęła się do niego, ubrała kurtkę i zbiegła do garażu słysząc pomruk silnika.
Po wyjechaniu z Londynu, które zajęło im sporo czasu, jako, że był piątkowy wieczór, znaleźli się wreszcie na autostradzie i gdy Zayn nie musiał już przejmować się manewrami Ivy wyciągnęła rękę i objęła dłoń bruneta, która spoczywała na kierownicy. Chłopak uśmiechnął się na ten drobny gest i przeniósł ich dłonie na udo szatynki.
- Wiesz... myślę, że poczyniliśmy pewne postępy od naszej ostatniej wspólnej podróży. - Uśmiechnął się czując jak szatynka bawi się jego palcami.
- Tak? Jakie?
- Już nie grozisz mi pozbawieniem ręki. - Dziewczyna uśmiechnęła się przypominając sobie, jak jeszcze nie tak dawno jego dłoń tak bardzo ją irytowała.
- Naprawdę nudzisz się w domu? - Mruknął cicho po chwili. - Bo wiesz, jakbyś czegoś chciała to powiedz.
- Przez ciebie mam wyrzuty sumienia... nie dość, że mnie przygarnąłeś, to teraz martwisz się, że się nudzę? Czułabym się lepiej, gdybym mogła dołożyć się do mieszkania i wiesz, ogólnie nie być pasożytem...
- Kurwa, Ivy... jesteś ze mną i nie chcę żebyś pracowała. Jak tylko powiesz, że czegoś chcesz to załatwię to.
- Wiem Zayn. - Mruknęła smętnie, bo wiedziała, że nie zmienił zdania, a nie chciała się z nim kłócić. Była to patowa sytuacja, bo oboje chcieli dobrze, ale obojgu propozycja drugiego nie podobała się.
- Ale nie chcę też, żebyś czuła się źle w domu...
- A jak powiem, że tylko praca by mnie uszczęśliwiła?
- No świetnie, czyli ja cię nie uszczęśliwiam? Może upiję cię na wyjeździe i zapomnisz o pracy? Może wtedy wystarczę ci do szczęścia?
- Pod warunkiem, że ty się ze mną upijesz i zapomnisz o swojej pracy.
- To wystarczy, że zaopatrzymy się w dużą ilość alkoholu. O pracy już zapomniałem.
- Tak? I nikt nie zadzwoni jutro rano, że musisz koniecznie wrócić?
- Nie. - Zayn uśmiechnął się spoglądając na dziewczynę. - Nie mam telefonu, więc nawet jakby się paliło to nie będę wiedział.
- I jesteś taki spokojny? Żadnej kontroli nad firmą?
- Została w dobrych rękach Liama, więc się nie martwię.
Ivy umilkła i dalej delikatnie bawiąc się palcami chłopaka wpatrzyła się w migoczące w oddali światła jakiegoś miasta. Była trochę sfrustrowana tą rozmową... Nie do końca chciała, żeby tak się potoczyła. Czyli ja cię nie uszczęśliwiam?... Właśnie, czuła się tak, jakby Zayn miał monopol na sprawianie, że była szczęśliwa... tylko gdy znikał to wolałaby mieć zajęcie, a on nie mógł z jakiegoś powodu tego zaakceptować. Już i tak miała wrażenie, że w bardzo dużym stopniu zrezygnowała z niezależności, którą tak bardzo ceniła. Wszystko przez niego... wszystko dla niego...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz