niedziela, 21 października 2018

.54

Słyszała ich, chociaż wcale tego nie chciała. Chciała dalej spać, jakoś odpłynąć w stan nieświadomości, gdzie nie czuła narastającego bólu głowy. Skuliła się trochę bardziej, ale odgłosy rozmowy dochodziły do niej coraz wyraźniej, mimo, że wciąż były jakby przytłumione. Dopiero po jakimś czasie jej mózg wskoczył na dobre tory i wreszcie skojarzyła, że jeden z głosów należał do Zayna, a drugi, słabszy i bardziej chrypiący, był Liama. Jej umysł ciągle trochę się gubił, ale poczuła lekką ulgę, że szatyn się obudził i ma siłę, żeby rozmawiać z brunetem. Leżała na boku zwrócona tyłem do rozmawiających, dlatego nawet, gdy uchyliła powieki, zostało to niezauważone. Nie wiedziała, czy ktoś jeszcze jest w pomieszczeniu, ale nie miała siły ani ochoty wstawać, więc mimowolnie zaczęła wsłuchiwać się w głosy chłopaków. Nie słyszała wszystkiego zbyt dokładnie, bo mówili cicho, a głos Liama co jakiś czas się łamał i zmieniał w szept.
- Zayn, nie martw się, przecież to nic...
- …
- Naprawdę.
- Myślisz, że nie powinienem... ...
- … i wiesz, że to nie było zbyt rozsądne...
- Kurwa, Liam, wiesz, że … …. w ogóle nie miało tak być...
- Wiem, ale wciąż powinieneś być ostrożniejszy i …. ...
- Zasłużył na to. Mogłem go po prostu ...
- Wiesz, że... ...
- Wiem..
- … ona na to nie zasługuje... … …
- Kurwa, wiesz, że to się nie powtórzy.
- Zayn... … ...
- Dostał ostatnio, ale chyba …. … żadnych wniosków. Zostawiłem … … nieprzytomnego, ale przysięgam, że zanim zdechnie następnym razem, będzie miał najpierw … … i połamane wszystkie kości.
Słysząc ostatnie zdanie, którego treść tak bardzo nie zgadzała się z jego cichym i beznamiętnym tonem, Ivy usiadła gwałtownie, naruszając ranę, ale było to prawie bez znaczenia, chociaż w jej oczach stanęły łzy. Jak mógł to powiedzieć, przecież... Nie zrobiłby nikomu krzywdy... Dlaczego to powiedział?
- Ivy, co się stało? - Dziewczyna wpatrywała się w szoku ze łzami w oczach w bruneta, jakby właśnie obudziła się ze złego snu, przez moment nic nie mówiąc. Chłopak z niepokojem wypisanym na twarzy wstał i podszedł bliżej. Dlaczego myślała, że nie mógłby tego zrobić? Przecież już widziała jak się bił...
- Ivy? Co jest?
- Co jest? Jak...? Dlaczego to powiedziałeś?
- Co powiedziałem? Ivy, co się dzieje?
- Jak możesz o to pytać, skoro przed chwilą powiedziałeś, że chcesz kogoś zabić?
- Nie mówiłem nic takiego...
- Mówiłeś Zayn.
- Musiałaś mieć jakiś zły sen, mała.
- Przestań, słyszałam jak rozmawialiście. Dlaczego to powiedziałeś? O co chodzi? - Bała się. Mógłby kogoś tak skrzywdzić? Dlaczego miałby to robić? Ale przecież słyszała...
- O nic. Mała, nie chcę się z tobą kłócić, gdy jesteś w takim stanie. Jesteś na mocnych lekach... Powinnaś odpoczywać.- Zayn zacisnął szczękę i zmarszczył brwi.
- Zayn! Wiem co słyszałam... - Brzmiała trochę histerycznie, ale nie obchodziło ją to. Chłopak nie odpowiedział jeszcze chwilę przyglądając się dziewczynie, ale wreszcie tylko pokręcił lekko głową, odwrócił się i z trzaśnięciem opuścił pokój. Przez moment zapanowała cisza, w ciągu której obserwowała zamknięte drzwi.
- Liam. O co chodzi?
- Słuchaj, on ma trochę racji...
- Powiedz mi, co w zdaniu o łamaniu kości zrozumiałam źle? On przecież nie żartował... nie wyszedłby tak, gdyby żartował. - Ivy posłała szatynowi zdesperowane spojrzenie. Przecież słyszała...
- Słuchaj... Też nie uważam, żeby było to najlepsze miejsce na dyskusje... poza tym czegokolwiek chcesz się dowiedzieć...To on powinien ci powiedzieć...
- Liam. Wiesz, ile rzeczy powinien powiedzieć albo zrobić i czy je robi? Proszę, powiedz mi...
- Słuchaj, obiecam ci jedną rzecz, bo masz rację... Porozmawiamy szczerze o nim po powrocie do domu, jeśli wcześniej nie zdecyduje się z tobą porozmawiać, dobrze? Widziałaś jak wygląda? Praktycznie stąd nie wychodzi... nie śpi... mówił, że spędzimy tu kilka dni. Nie chciałbym za bardzo prowadzić tu zbyt prywatnych rozmów... ale obiecuję, że jak wrócimy do domu, to powiem ci, co będziesz chciała. Ale nie naciskaj tutaj, proszę. Chyba wszyscy jesteśmy w kiepskiej formie. Ty też... jesteś podobno na mocnych lekach przeciwbólowych.
- Liam, wiem co słyszałam.
- Ivy, nie będę teraz... nie próbuję niczemu zaprzeczać ani potwierdzać. Myślę tylko, że żadne z nas nie jest w formie ani w dobrym miejscu na poważniejsze rozmowy... Zaynem też to wstrząsnęło... Jest delikatnie mówiąc wkurwiony i ma poważny dylemat czy siedzieć z nami czy szukać tych, którzy to zrobili...
- Przecież policja powinna...
- Zayn ma swoje zdanie na temat policji i ich skuteczności... zostali powiadomieni oczywiście, ale jego zdaniem i tak nic nie zrobią... - Westchnęła próbując się uspokoić i po chwili mruknęła:
- Ale obiecujesz, że powiesz mi wszystko, co będę chciała wiedzieć?
- Tak, chociaż mam nadzieję, że Zayn wreszcie zachowa się normalnie. - Westchnął.
Słyszała, że jego głos osłabł w czasie ich rozmowy, więc tylko skinęła głową i opadła z powrotem na poduszki kończąc rozmowę, żeby Liam też mógł odpocząć. Leżeli jakiś czas w ciszy, ale Zayn nie wrócił. Mimo że przestała domagać się wyjaśnień od szatyna, w głowie Ivy trwała walka argumentów za i przeciw temu, co usłyszała. Albo tylko wydawało jej się, że usłyszała... Bo właściwie nie słyszała połowy tego, co mówili. Musiał być zdenerwowany, przecież ktoś napadł na jego dom, zranił jego przyjaciela... Miał prawo wygrażać głośno komu chciał... Tylko ona tak bardzo nie chciała... Nie chciała, bo bała się, że mógłby okazać się podobny do niego... A nie był, prawda? Nie mógł być... Ale słyszała. Wolałaby, żeby potwierdził i powiedział, że jest wkurzony, niż żeby zaprzeczał i opuścił pomieszczenie. Wyszedł, bo nie chciał jej czegoś powiedzieć. A może był po prostu zmęczony i naprawdę nie chciał się z nią kłócić? Przez natłok myśli, jej głowa bolała coraz mocniej...
Jakiś czas po wyjściu Zayna w sali pojawił się Harry. Jego aura była kompletnym przeciwieństwem bruneta, wszedł zadowolony, jakby zupełnie nic się nie stało.
- Jak się mają moi ulubieni pacjenci? - Usłyszeli wesoły głos. - Przegapiłaś naszą wspólną kąpiel...
Ivy zmierzyła go nieszczęśliwym spojrzeniem, bo wciąż ją męczyła sytuacja z Zaynem. Już nie wiedziała, czy na pewno dobrze usłyszała i może on miał rację, mówiąc, że nic takiego nie mówił, ale z drugiej strony dlaczego Liam miałby obiecywać, że z nią porozmawia... ale może to przez te leki... Nie wiedziała czy Liam obiecał jej rozmowę tylko po to, żeby mieć spokój... może była zbyt zdenerwowana i chciał ją tylko jakoś uspokoić? Ale przecież słyszała... Chociaż nie wszystko... może mieli rację, ale nie chcieli jej tłumaczyć, że jest w błędzie, skoro wiedzieli, że jest na lekach... przecież była otumaniona... Znowu zaczynała to za bardzo analizować, ale Harry chyba potraktował jej wyraz twarzy jakby dziewczyna przejęła się ich niespełnionym planem.
- Ale spokojnie. Nadrobimy to jak wrócisz...
- Zayn tu jest czy pojechał do domu? - Zapytał Liam.
- Pojechał do domu, ale odgrażał się, że wróci.
- Powinien pójść się wyspać....
- Też mu to mówiłem, ale chyba nie ufa moim opiekuńczym zdolnościom...
Ivy nie włączyła się już do rozmowy i przymykając oczy leżała przysłuchując się ich rozmowie o niczym, dopóki coś nie kliknęło przerywając wypowiedź Harry'ego.
- Hej, Mark, jak tam stan naszych małych pacjentów?
Szatynka otworzyła oczy i zobaczyła zbliżającego się, znajomego już, młodego lekarza.
- Właśnie przyszedłem to sprawdzić. Zayna nie ma?
- Wyszedł.
- Ivy, jak tam? - Mężczyzna podszedł do jej łóżka i spojrzał na kartkę przytwierdzoną do tabliczki w nogach jej łóżka.
- Te leki są trochę ogłupiające. - Mruknęła niechętnie.
- Tak, trochę są niestety, ale na razie musisz dostawać dosyć silne... Pewnie już przestają działać... Widziałem, że wcześnie rano dostałaś dawkę... Ale za chwilę dostaniesz kolejną... A jak tam nadgarstek? Nie miałaś z nim problemów?
- Poza mentalnymi, nie. - Mimowolnie spojrzała na nadgarstek, który wciąż był zakryty podkładem.
- Co, czekaj... co z nim zrobiłaś? - Harry ze zdziwieniem wpatrywał się w miejsce,gdzie powinien znajdować się tusz.
- Zakryłam go. Myślisz, że chcę na to patrzeć?
- Kurwa, dobrze, że Zayn tego nie widział.
- Ty chyba żartujesz. Najchętniej bym go w ogóle usunęła, ale nie miałam takiej okazji... jeszcze.
- To jest twoja decyzja, zrobisz co uważasz, ale ważne, że dobrze się goi i nie ma żadnych dalszych komplikacji. - Mark wziął ją za rękę, na której miała założony wenflon i tak jak pielęgniarka wcześniej podał jej lekarstwa. - Odpoczywaj, dobrze? Nie zrywaj się zbyt gwałtownie i ogólnie staraj się nie urażać rany, bo spowolnisz jej gojenie. - Gdy Ivy kiwnęła lekko głową odwrócił się do Liama. - A teraz ty. Też masz zakaz i to nawet bardziej restrykcyjny... Ale dzisiaj zrobimy jeszcze badanie krwi, żeby upewnić się, że nic się nie dzieje. No i dzisiaj jeszcze nic nie jesz. Muszę mieć pewność, czy nic się nie komplikuje. Ale zaraz też dostaniesz leki.
Ivy słuchała jeszcze jakąś chwilę spokojnego głosu lekarza, ale jej organizm dosyć szybko reagował na silne leki i niedługo poczuła, że jego słowa wymykają się jej i uciekają...

.53

Patrzył na nią i na przemian ogarniały go wściekłość, bezradność i ulga. W półcieniu sali wyglądała bardzo spokojnie, zupełnie jakby nic się nie stało, chociaż Zayn miał aż nazbyt bolesną świadomość, że zawinił. Chciał zrobić wszystko, żeby była bezpieczna i zawiódł. W dodatku zawiódł nie tylko ją. Wciąż czekał, aż zabieg Liama się zakończy, ale wiedział, że przyjaciel jest w dobrych rękach. Mark był jednym z niewielu ludzi, których Zayn szanował i którym ufał. Patrzył na dziewczynę, która wciąż blada spała spokojnie nieświadoma, że kilka centymetrów pod jej obojczykiem zostanie jej niewielka blizna. Miała szczęście, że kula trafiła ją pod dziwnym kątem, akurat w momencie, gdy się prostowała, bo nie uszkodziła płuca ani nie roztrzaskała łopatki. Jej stan był dużo lepszy niż szatyna, ale brunet wciąż niespokojnie wpatrywał się w dziewczynę. Przed oczami wciąż miał moment, gdy zapłakana i przestraszona wpadła do jego pokoju. Wiedział, że powinna być z nim. Nie powinna tego nawet widzieć, a tym bardziej w tym uczestniczyć. Zacisnął pięści i znowu musiał przymknąć oczy, żeby się uspokoić i nie opuścić szpitala w poszukiwaniu zemsty. Odetchnął głęboko kilka razy i ze zmarszczonymi brwiami podszedł i pchnął przeszklone drzwi sali, na której leżała. Mark, co prawda, kazał mu zaczekać, ale potrzebował tam wejść. Podszedł cicho i usiadł na skraju jej łóżka. Gdyby nie to, że martwił się o Liama, byłby na niego zły, że kazał mu dać Ivy przestrzeń. Może wtedy byłaby u niego w pokoju... Naprawdę wierzył, że w jego domu nic się jej nie może stać... Odnalazł jej dłoń i delikatnie pocałował jej kostki. Siedział w ciszy, obserwując w słabym świetle padającym z korytarza lekki ruch jej klatki piersiowej dopóki nie usłyszał cichego stukania w szybę, za którą zobaczył Marka i Harry'ego.
- Miałeś tam nie wchodzić. - Mruknął lekarz, ale w jego głosie nie było słychać pretensji.
- Wiem. Co z Liamem?
- Wiesz, to się jeszcze okaże, bo dostał w brzuch, więc jeszcze może coś nieprzyjemnego wyjść, ale na razie jest stabilny. Trochę tu poleży. Ona zresztą też powinna zostać na obserwacji...
- Załatwisz im jedną salę?
- Jasne.
- Dzięki... Znowu jestem twoim dłużnikiem. - Zamilkł na moment, a potem ponownie utkwił wzrok w Ivy. - Kiedy się obudzi?
- Za parę godzin. Lepiej, żeby na razie leżała spokojnie, więc dostała dodatkowo leki nasenne.
- Zrób, żeby byli razem, proszę. Chcę mieć oboje na oku.

***

Budziła się powoli, jakby nie mogła do końca oprzytomnieć. Co pewien czas wydawało jej się, że słyszy jakieś szelesty albo oddalone głosy, ale poza tym było bardzo spokojnie. Właściwie, poza tym, że pościel pachniała inaczej, myślała, że wszystko jest ok. Dopiero, gdy poruszyła się lekko poczuła ból i to skłoniło ją do otwarcia oczu. Zobaczyła średniej wielkości jasny pokój, którego zupełnie nie kojarzyła. Wnętrze wydawało jej się obce, ale jej mózg nie potrafił współpracować, więc rozglądała się przez chwilę zagubiona. Najpierw myślała, że jest sama, ale dosyć szybko zauważyła drugie łóżko, wyposażone w więcej sprzętu niż jej. Liam. Mimo, że czuła się otumaniona i ciężko było jej zebrać myśli, gdy tylko zobaczyła leżącego spokojnie chłopaka, podłączonego do kroplówki od razu przed jej oczami stanęła scena, gdy ostatni raz go widziała i jakby dopiero wtedy uzmysłowiła sobie, że muszą być w szpitalu. Spojrzała na ścianę, szukając wzrokiem zegara. Chociaż pomieszczenie oświetlone było światłem dziennym, całe niebo zasnute było chmurami, przez co trudno było określić czas. Zdziwiona zobaczyła, że dopiero minęła szósta, chociaż nie była do końca pewna, czy na pewno była to szósta rano. Chwilę myślała i stwierdziła, że musiało być wcześnie, bo było dosyć spokojnie. Jej wzrok znowu powędrował do szatyna. Z niepokojem patrzyła na sprzęt, którym był obstawiony. Znowu przypomniała jej się twarz chłopaka i jego ręka na brzuchu i krew... Chciała, żeby ktoś jej powiedział, jaki jest stan chłopaka, ale wciąż nie było poza nimi żywego ducha. Podniosła się chcąc wstać, chociaż dopiero wtedy okazało się jak bardzo boli ją lewe ramię i bark. Mimo łez, które zaczęły zbierać się w jej oczach, powoli zsunęła się z łóżka i skrzywiła się jeszcze bardziej, gdy jej stopy dotknęły zimnej posadzki. Na szczęście nie była podpięta do kroplówki, chociaż na wierzchu jej dłoni znajdował się wenflon. W pewnym momencie zatoczyła się lekko przez zawroty głowy, ale na szczęście dla niej Liam leżał zaledwie kilka metrów dalej. Oparła się o brzeg jego łóżka i spojrzała na twarz chłopaka. Był blady, ale oddychał spokojnie. Po chwili jej wzrok przebiegł po kroplówce, do której był podłączony i sprzęcie stojącym przy łóżku. Dlaczego?
- Ivy? Czemu wstałaś? - Odezwał się zachrypnięty głos zza jej pleców, przez co dosyć gwałtownie się odwróciła, co przypłaciła kolejnymi zawrotami głowy i grymasem bólu, spowodowanym naruszeniem opatrzonego miejsca. - Co się dzieje? - W jego głosie momentalnie pojawiła się niepewność, gdy bardzo szybko znalazł się przy dziewczynie obejmując ją delikatnie ramieniem, gdyby miała upaść.
- Nic. Co z Liamem?
- Jakoś z tego wyjdzie. Mała... jak się czujesz?
- Jest w porządku... trochę kręci mi się w głowie...
- Nie powinnaś wstawać.
- Chciałam zobaczyć co z Liamem... Na pewno nic mu nie będzie?
- Nie martw się... już jest dobrze...
Spojrzała na bruneta. Musiał nie spać, bo jego oczy były jeszcze bardziej podkrążone niż ostatnio. W ręku trzymał kawę, która najwyraźniej miała go wspomóc na kolejne godziny.
- Spałeś w ogóle? - Pokręcił głową.
- Nie mogłem was zostawić. Może jak Niall tu przyjdzie... - Pchnął ją delikatnie w stronę pustego łóżka. - Połóż się. Powinnaś leżeć. - Ivy powoli usiadła na łóżku, ale opierając się na rękach poczuła ból, który wypisał się na jej twarzy.
- Boli cię. Leki musiały przestać działać... zawołam kogoś... - Wycofał się w stronę drzwi. Po kilku minutach wrócił, a razem z nim do pomieszczenia weszła pielęgniarka w średnim wieku, która uśmiechnęła się do Ivy i zagadnęła:
- Nie martw się, zaraz coś poradzimy. - Wzięła ją za rękę i najpierw podała jej lekarstwo bezpośrednio przez wenflon, a potem podłączyła go do kroplówki. - Przyjdę później to odłączyć.
- Dziękuję. - Mruknął brunet do wychodzącej pielęgniarki. Stał oparty o ścianę niedaleko łóżka dziewczyny i przecierał twarz dłonią. Przez ostatni czas wciąż uparcie przyjmował postawę obojętności albo złości, ale teraz prawie nie było po tym śladu. Widziała, że był zmartwiony i zmęczony. Podkrążone oczy, które zasłaniał ręką jeszcze nigdy nie pokazywały tyle smutku i troski.
- Zayn... powinieneś pójść się położyć... - Mruknęła cicho.
- Nie przejmuj się mną. Te parę godzin nie jest takie ważne.
- Kiedy Liam się obudzi?
- Nie wiem dokładnie. Mark przyjdzie tu później i zdecyduje, co robić.
- Co się w ogóle stało?
- Nie wiem, czy chcesz wiedzieć... - Spojrzał na nią i zbliżył się trochę.
- Chcę.
- Nie chciałbym, żebyś czuła się zagrożona w domu. - Powiedział cicho spuszczając wzrok na jej opatrunek.
- Proszę, powiedz mi. - Brunet westchnął i uciekł spojrzeniem gdzieś obok dziewczyny.
- Ktoś włamał się na posesję i przestrzelił okno w salonie.
- Wiesz kto?
- Nie... właściwie...
- Powiedz.
- Nie wiem dokładnie... mam tylko podejrzenia...
- Jakie?
- Myślę, że mogli być to ludzie od tego samego człowieka, których spotkałaś i którzy cię... - Zamilkł czując, że to kolejna sytuacja, w której nie zapewnił jej bezpieczeństwa i wiedział, że to jego wina. Znowu.
- Przecież mówiłeś, że to interesy...
- Wiesz, w interesach też może być brutalnie...
- Ale aż tak?
- Niestety mała. - Mruknął i w odruchu pocieszenia wyciągnął dłoń, ale zatrzymał się zanim zdążył dotknąć twarzy dziewczyny. Patrzyła jak trochę niepewnie cofa dłoń i zrobiło jej się dziwnie smutno. Jeszcze niedawno ich dotyk był taki naturalny, potrzebny. Teraz się wahał. Nie wiedziała, czy powinna złapać go za rękę, ale jej umysł znowu jakby przystopował i nie mogła się skupić i złapać myśli. Miał powód, żeby być niepewnym... chyba miał... wyglądał tak smutno... chyba było jej żal, że nie złapała jego ręki, żeby go pocieszyć. Zbliżył się do niej i znowu zobaczyła jak bardzo podkrążone są jego oczy.
- Zayn... Połóż się... wyglądasz okropnie... - Jej powieki znowu zaczęły ciążyć i miała wrażenie, że gubi wątek.
- Później, mała. Śpij... musisz odpoczywać.
- Przecież nic mi nie jest... kiedy wrócimy do domu?
- Niedługo mała. Tylko wymienimy szybę i dopilnujemy, żeby ktoś poniósł konsekwencje.
Czuła, że coraz ciężej utrzymywać jej otwarte oczy, więc w ostatnim przebłysku świadomości chwyciła bruneta za rękę mrucząc:
- Ale zabierzesz mnie do domu?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo nie wyobrażam go sobie bez ciebie. - Mruknął gładząc dłoń Ivy, która prawie spała odurzona lekami.

.52

Gdy rano wychodziła z pokoju Nialla musiała wyglądać okropnie. Przynajmniej tak się czuła. Nie spała dobrze, a trochę czasu minęło zanim w ogóle udało jej się zasnąć. Miała lekko zapuchnięte oczy przez łzy, które chyba nadal tworzyły wilgotną plamę na koszulce blondyna. Na swoje nieszczęście w momencie, gdy jej palce ześlizgiwały się z klamki pokoju chłopaka, na korytarzu kawałek dalej pojawił się Zayn, który zmierzył ją jakby zirytowanym spojrzeniem, chociaż jego wzrok nie dotarł do jej smutnych oczy, a ona, gdy tylko wyczuła jego obecność, uciekła spojrzeniem na podłogę. Pierwszy z tej sytuacji wyrwał się brunet i dziewczyna usłyszała tylko trzaśnięcie drzwi jego pokoju. Dopiero, gdy została sama wzniosła oczy na ścianę, za którą się krył i miała wrażenie, że zaraz się rozpłacze, chociaż ledwo wylała całe morze łez. Już nie wiedziała, co gorsze: gdy mieszkała u byłego chłopaka, gdy Zayna nie było, czy teraz, gdy był, ale w tak zły sposób. Miała naprawdę najgorszy mętlik w głowie w życiu. Chciała, potrzebowała jakiegoś rozwiązania tej sytuacji. To było aż dziwne. Nie wiedziała, jak możliwe jest odczuwanie tylu sprzecznych emocji w stosunku do jednej osoby. Znała go krótko. Zdecydowanie za krótko, żeby dobrze poznać jakiegokolwiek człowieka, tym bardziej, jeśli jest tak skryty jak Zayn. Jeszcze po tych dwóch tygodniach, gdy go nie było czuła się naprawdę zmęczona emocjonalnie, a potem miała go zaledwie na chwilę i znowu jej umknął. Chciała, żeby to się jakoś skończyło, bo to czekanie w zawieszeniu było dla niej okropne.
- Wiesz, widywałem cię w lepszym stanie, ale i tak wyglądasz uroczo z tymi czerwonymi oczami. - Stała tak wpatrzona w punkt na ścianie, że nawet nie zauważyła, jak stanął przy niej Harry.
- Zabij mnie.
- Nie no. Weź. Nie wyglądasz, aż tak źle.... Wiesz... - Mruknął po chwili ciszy. - ...brakuje mi naszych walk o lody i oblewania się sosem czekoladowym. Stare, dobre czasy...
- Mi trochę też. - Mruknęła.
- To co? Może jeszcze coś znajdziemy w zamrażalniku? - Szatyn uśmiechnął się w uroczy chłopięcy sposób, przez co na twarzy dziewczyny pojawił się słaby cień uśmiechu. Harry miał w sobie zaraźliwą energię, której z jakiegoś powodu nie była w stanie zignorować. - No wreszcie. Wiedziałem, że nie mogłaś pozostać obojętna na propozycję wytaplania się w czekoladzie, żebyśmy tym razem mogli razem poleżeć w wannie. Chodź do mnie, mała.
- Co?
- Wyglądasz jakbyś miała mi tu paść, więc chodź. Mógłbym wszędzie cię nosić na rękach. - Chłopak nachylił się nad nią i przez moment jago zielone tęczówki zawisły na jej poziomie. Chłopak ściszył głos i mruknął: - Powiedz, byłabyś na mnie zła, gdybym cię pocałował? - Ivy patrzyła niepewnie w jego oczy, a potem jej wzrok powędrował na usta chłopaka, który akurat przygryzał wargę, co dziewczyna nieświadomie powtórzyła. - Nie chcę cię ukraść. Ale ten debil nie wie, co traci, jeżeli pozwala ci tu ze mną stać, chociaż jestem pewien, że nas słyszy. - Na moment zaległa cisza, w ciągu której oboje skupiali się na wzajemnych reakcjach. Ivy podniosła rękę i dotknęła nią lekko policzka chłopaka.
- A mogłeś wtedy jechać tym samochodem i zabrać mnie na stopa, wiesz... - Mruknęła i zbliżyła usta do jego twarzy składając lekkiego buziaka na jego policzku.
- Wiedziałem, że nie możesz się opierać bez końca. To mój niezwykły urok osobisty czy dołeczki cię przekonały? - Usta chłopaka wykrzywiły się w łobuzerskim uśmiechu.
- Nie wiem... chyba te zielone oczy. - Uśmiechnęła się lekko. - To co? Mówiłeś coś lodach i czekoladzie? - Była gotowa na prawie wszystko, byleby oderwać umysł od natrętnych myśli o brunecie.
- Tak, mała. Wskakuj. - Powiedział zadowolony i odwrócił się lekko uginając kolana.
- Co?
- No, miałem cię zanieść. Wskakuj, bo mi kolana wysiądą. Wiesz, jeszcze jestem w pełni sił, ale nie wiadomo, ile to potrwa.
- Harry, a nie podźwigasz się?
- Ej ej, bo się obrażę i nici z lodów. Nie wiem, co sugerujesz, ale zaprzestań i złap mnie za szyję, bo mi tak zostanie i się nie odegnę. - Zgodnie z jego poleceniem owinęła ramiona wokół jego szyi, a chłopak się wyprostował i podtrzymał ją za uda. - No to w drogę. Wiesz, że jesteś bardzo lekka?
- Może to ty jesteś bardzo silny?
- Tak, to bardzo możliwe. Możesz mówić dalej, bo czuję, że mogę mieć wiele takich nieuświadomionych zalet.
- Co robicie? - Harry z uśmiechem na ustach wykonał zwrot w stronę Liama, który właśnie pojawił się na górze schodów.
- Od teraz Ivy jest moja. Idziemy wyżreć lody i co tam znajdziemy, żeby to uczcić... a co?
- Nie, nic. Powodzenia. Niall się ucieszy z towarzystwa. - Liam uśmiechnął się lekko i podszedł w ich stronę. - Bawcie się dobrze. - Zatrzymał się przed Harrym i mruknął cicho: - Ja będę miał trochę gorszą rozrywkę... - Skinął w stronę drzwi pokoju bruneta.
- Może zostaw go samego, żeby mógł dalej nic nie robić i myśleć. Przecież jest w tym taki dobry... - Mruknął Harry.
- Może bym tak zrobił, ale mam sprawy. - Wzruszył lekko ramionami i zwrócił się w stronę drzwi. Harry też obrócił się nieco i ruszył w stronę schodów.
- Ładnie pachniesz. - Powiedziała cicho z nosem przy jego szyi.
- Wiem. Mam fajne perfumy. Ale to tylko dlatego tak dobrze pachną, bo łączą się z moim naturalnym zapachem. Wiesz, perfumy pachną na każdym inaczej.
- Skąd ty wiesz takie rzeczy?
- No widzisz.... jestem pełen tajemnic, ale mogę je przed tobą obnażyć jakbyś miała ochotę. - Powiedział przekraczając próg kuchni.
- Lepiej się nie obnażaj Harry. Już i tak widziałem za dużo...- Mruknął Niall, który siedział przy stole z telefonem w ręku.
- Ni, mamy lody albo coś takiego?
- No coś pewnie zostało.
- To wyciągaj, bo dzisiaj zjemy je wszystkie. A potem urządzamy wspólną kąpiel, ale nie wiem czy się zmieścisz. Dziwi mnie to, że nie ma tu żadnego jacuzzi, tak przy okazji. Może kiedyś zasugeruję to Zaynowi.
- Ja o czymś nie wiem? - Dopiero teraz blondyn skierował wzrok na parę i przez moment przyglądał się im z dziwnym wyrazem twarzy, lekko przekrzywiając głowę.
- No, Ivy od jakichś dziesięciu minut jest moja, prawem znaleźnego. Jak to mówią: znalezione – nie kradzione. A ja Ivy znalazłem właśnie na korytarzu. Wyglądała jakby się tam zgubiła, więc ją przygarnąłem. Nikt nie wpadł na część: „niech przemówi teraz lub zamilknie na wieki”, więc nie ma roszczeń, jak mniemam. - Szatyn wyszczerzył się w zawadiacki sposób odwracając się tyłem do blatu kuchennego i posadził na nim dziewczynę. Po kilku minutach z rękami zajętymi łyżeczkami, butelkami z syropem czekoladowym i pudełkami zimnych słodkości udali się do pokoju i rozłożyli na kanapie. Minęło trochę czasu, przez który we włosy dziewczyny zdążyły dostać się lodowe rykoszety z łyżeczki, którą Harry usiłował wycelować w Nialla, więc na moment ulotniła się do kuchni, żeby pozbyć się topiącej się ozdoby, a wracając natrafiła na Liama, który zszedł z lekko zasępioną miną, ale gdy zobaczył Ivy uśmiechnął się lekko, stanął koło dziewczyny i nieco przyciszonym głosem powiedział:
- Wiesz, metoda Harry'ego może nie jest najbezpieczniejsza dla niego, ale jest dosyć skuteczna.
- Jaka metoda?
- Sprawiania, żeby Zayn był wyjątkowo poirytowany i zazdrosny, że przez swoją głupotę nie może być blisko ciebie, a Harry może. Zobaczysz, jeszcze trochę i Harry'emu się dostanie, a ciebie zaciągnie do pokoju. - Przeszli na środek pokoju, a Ivy dopiero po chwili się odezwała:
- Wiesz, Liam... - Przerwała słysząc dziwny trzask, a ułamki sekundy później złapała spojrzenie Liama i wiedziała, że coś jest nie tak. Chłopak lekko się zachwiał i dziewczyna ledwo zdołała wesprzeć jego bok. Nie wiedziała, co się stało, a nikt poza nią nie zareagował, bo stali za plecami pozostałej dwójki.
- Harry, Niall! - Była spanikowana, bo nie miała pojęcia co się dzieje. Szatyn zrobił się blady i oddychał dużo szybciej, ale dziwnie płytko i dopiero, gdy spojrzała na ziemię zrozumiała. Na podłodze przed stopami chłopaka tworzyła się szkarłatna plama, a on sam pochylony lekko w przód trzymał rękę na brzuchu.
- Idź po niego. - Szepnął słabo zaraz przed tym, jak Harry z Niallem chwycili go po obu stronach i zaczęli ostrożnie prowadzić do kanapy. Dziewczynie trudno było oderwać wzrok od szkarłatnej ścieżki znaczącej podłogę aż do miejsca, gdzie łożyli właśnie szatyna i przez krótki moment stała w szoku zagryzając drżącą wargę i wpatrując się w pobladłego chłopaka zanim nie zaczęła się wycofywać w stronę drzwi, a na korytarzu ze łzami ściekającymi po policzkach rzuciła się na schody i zaraz potem wpadała już do pokoju bruneta.
- Zayn... - Zaczęła, ale jej głos się załamał, uniemożliwiając jej powiedzenie, co się stało i tylko jej oczy przekazywały mu bezkres nieszczęścia, który czuła. W jego złym spojrzeniu praktycznie od razu coś się zmieniło i złagodniało, gdy ją zobaczył, ale gdy się do niej zbliżył chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą na schody nie próbując już niczego mu tłumaczyć. Nie było czasu. Nie teraz, gdy Liam był w takim stanie. Gdy razem wpadli do salonu, zobaczyli Nialla obok Liama i Harry'ego ze słuchawką przy uchu.
- Co kurwa... Liam? Co jest? - Razem z Ivy, która zaciskała kurczowo palce na jego dłoni, zbliżył się do leżącego. Brunet nachylił się nad Liamem przez co Ivy musiała przykucnąć, ale po chwili zrobiła kilka głębszych wdechów zaciskając oczy i puściła dłoń Zayna nie chcąc mu przeszkadzać i wstała. Wstała i chyba tym razem nawet nic nie słyszała przez głośne bicie serca. Ale poczuła... nigdy w życiu nie czuła takiego pieczenia. Jakby ktoś przycisnął do jej skóry rozżarzony kawałek metalu. Przez moment wszystko, poza tym pieczeniem pozostawało w pomieszczeniu takie same, chociaż przed jej oczami zamajaczyły jakieś plamy, a nogi odmówiły jej posłuszeństwa i usłyszała słaby głos Liama:
- Ivy... - I chyba tylko dzięki temu Zayn w ostatnim momencie złapał ją.
- Kurwa, okno... Przestrzelili to cholerne okno!
- Harry, nieważne, Ivy i Liam! Kurwa mać! Mark tu jedzie? Niall, uciskaj mu tę ranę. Mała, nie odpływaj... Patrz na mnie i nie waż się zamykać oczu. - Pierwszy raz widziała w jego oczach strach. Było tak źle? Zrobiło jej się niedobrze i słabo. Czuła nacisk w okolicy obojczyka, ale nie wiedziała już dokładnie dlaczego. Nie chciała tracić go z oczu, ale nie miała siły z tym walczyć i zanim zdążyła otworzyć usta i coś powiedzieć, zemdlała...

.51

Nie wiedziała, co działo się na dole, ale nawet nie chciała. Jedynym, co do niej dochodziło, był odgłos kroków na korytarzu, które kilkukrotnie zbliżały się i oddalały. Siedziała na łóżku i przed oczami miała beznamiętne spojrzenie bruneta. Miała wrażenie, że nawet w momencie, gdy go uderzyła pozostał obojętny. To było najgorsze... najbardziej bolesne... jakby była dla niego mniej istotna niż powietrze. Niewarta uwagi. Po tym, jak uderzyła Zayna, przez moment jej ulżyło, jakby dała upust frustracji, ale gdy tylko znalazła się w swoim pokoju cała frustracja ponownie do niej wróciła, jakby ze zdwojoną mocą. Nawet to uderzenie nie wywołało w chłopaku reakcji. Jakiejkolwiek. Była jakaś taka bezwładna. Czuła, że naprawdę traci dla niego wartość i nie miała pojęcia co z tym zrobić, bo bolało ją to coraz bardziej. Powiedziała Liamowi, że żałuje, ale to nie miało nic wspólnego, z tym co czuła, gdy odeszła od swojego byłego... Bała się, że może dla chłopaka była to tylko chwilowa rozrywka. Chyba pierwszy raz w życiu miała względem kogoś aż tak sprzeczne odczucia. Biły się w niej przekonanie, że to ona została przez niego skrzywdzona, z tęsknotą i strachem. Znowu zaczęła ogarniać ją chęć ucieczki. Chyba skoro nie mogła być blisko niego, to wolała być dalej i podświadomie usiłowała do tego doprowadzić. Trochę jakby tonęła i za wszelką cenę szamocąc się usiłowała chociaż raz zaczerpnąć powietrza. Najgorsze było to, że nie mogła wyjść, bo ktoś wciąż kręcił się po korytarzu. Po jakimś czasie przyszedł do niej Niall z zimnym okładem i w milczeniu przesiedzieli dłuższą chwilę. Nawet nie wiedziała, co ma powiedzieć. Po tym, jak w końcu Niall z niepewną i zmartwioną miną opuścił jej pokój nastała cisza. Myśli plączące się po jej głowie przerwał dopiero niespokojny sen. Nie wiedziała, co działo się w międzyczasie w domu.
Gdy się w końcu obudziła czuła, że sen nie pomógł i nadal czuła się wyczerpana psychicznie, a pierwszą jej myślą była ponownie chęć ucieczki. Czuła jakby był to jedyny sposób, żeby emocje trochę odpuściły i pozwoliły jej pomyśleć. Gdy jednak po ubraniu się zeszła cicho po schodach, zaraz przed drzwiami kuchennymi zatrzymała się słysząc głos najpierw Liama, a po krótkiej ciszy jakieś mruknięcie Zayna. Nie sądziła, że zastanie go w domu. Nie było zbyt wcześnie, więc spodziewała się, że będzie już w pracy. Stała przez chwilę nie zdając sobie sprawy, że wsłuchuje się w niewyraźny głos bruneta. Tęskniła za nim. Ale on...
- Co tam, mała?
- Harry... - Zmierzyła go przeciągłym, zmęczonym spojrzeniem i lekko westchnęła. - ... wiesz, zabawne, ale chyba trochę żałuję, że cię nie posłuchałam... - Mruknęła z lekkim smutkiem.
- Tak? Wiem, że miałem rację, ale w jakiej sprawie? - Na twarzy chłopaka wymalowało się uprzejme zainteresowanie, gdy zatrzymał się przed dziewczyną.
- Ciebie. Zastanawiam się właśnie, czy nie byłbyś lepszym wyborem... - Nie myślała o szatynie nigdy w takim znaczeniu, ale w obecnej sytuacji jej umysł robił dużo, żeby odwrócić jej uwagę od bruneta i poddawał jej inne możliwości.
- Pewnie, że zawsze jestem lepszym wyborem.
- Nie traktowałbyś mnie jak on, prawda? - Mruknęła cicho spuszczając wzrok na podłogę.
- Zawsze cię super traktuję, nie? - Uśmiechnął się i pociągnął lekko jej brodę do góry.
- Zrobiłbyś coś dla mnie?
- Pewnie mała, czego sobie życzysz?
- Zabierzesz mnie gdzieś?
- Gdzieś? Mój pokój wchodzi w grę?
- Gdzieś dalej...
- Eeee... gdzieś poza dom?... to chyba nie jest... najlepszy pomysł...
- Niby dlaczego?
- Bo... no wiesz... Zayn...
- Co z nim?
- Nie będzie specjalnie szczęśliwy z tego powodu...
- Myślałam, że ty się go nie boisz...
- No nie, ale po prostu wiem, że tym razem to by było trochę za dużo dla niego... - Ivy westchnęła ciężko, stwierdzając, że chyba już nikt w tym domu nie pomoże jej wydostać się stąd chociaż na chwilę.
- Pójdziesz coś ze mną pooglądać?
- W telewizji? - Dziewczyna skinęła głową, a na jego twarz wpłynął ponownie zadowolony uśmiech. - Jasne. Chodź. - Nie minęło dużo czasu, a siedzieli razem na kanapie szukając czegoś ciekawego do obejrzenia. Dziewczyna przysunęła się blisko Harry'ego i położyła głowę na jego ramieniu. - Nie wiem, czemu częściej tak ze mną niczego nie oglądasz. - Mruknął z lekkim uśmiechem obejmując ją ramieniem, tak, że przylgnęła mocniej do jego boku. Przymknęła oczy. Czuła się bezpieczniej w jego towarzystwie. Chociaż szatyn często robił dwuznaczne uwagi i wkurzał tym Zayna, Ivy nie czuła, żeby stanowił jakieś zagrożenie. A teraz potrzebowała, żeby ktoś chociaż trochę odgrodził ją od jej pokręconej tęsknoty za brunetem. Czuła się spokojniejsza i to pozwoliło jej trochę odpłynąć. Nie wiedziała, ile mogli spędzić na kanapie, ale w pewnym momencie jakiś hałas ją obudził i lekko zdziwiona podniosła głowę nie z ramienia szatyna, a z jego klatki piersiowej. Telewizja nadal była włączona, ale tak jak ona, Harry też zasnął i musiał jakoś zmienić ich pozycję, tak, że razem leżeli. Z korytarza dobiegały niewyraźne głosy i nawet nie wiedziała, do kogo należały, nie mówiąc już o rozróżnieniu słów. Przed jakiś moment jeszcze je słyszała, ale powoli się oddalały wreszcie cichnąc całkowicie. Przetarła zaspane oczy, ostrożnie podniosła się i nie chcąc budzić szatyna powoli wycofała się z pomieszczenia. Gdy weszła na piętro zobaczyła Liama stojącego niedaleko drzwi Zayna. Chłopak spojrzał na nią z lekkim zdziwieniem, a potem podszedł i zapytał:
- Obudziliśmy cię?
- To ty z Zaynem rozmawialiście? - Chłopak skinął głową. - Nie wiem... chyba nie... miałam wrażenie, że coś spadło...
- No to my... a raczej Zayn... - Uśmiechnął się lekko, jakby z lekkim wyrzutem sumienia.
- Coś się stało?
- Nie...- Szatyn westchnął, ale pokręcił głową. - Praca...
- Dzisiaj nie musi tam być?
- Może powinien, ale chyba lepiej jak zostanie. - Czyli pewnie miała marną szansę na wyjście, jeżeli cała czwórka będzie na miejscu. Już nawet nie obchodziło jej jak zareagowałby brunet. Musiałaby mieć po prostu chwilę, bez któregoś z nich, żeby nie uniemożliwili jej wydostanie się z ich terenu. – Wiem, że sytuacja jest niefajna, ale przynajmniej jedna rzecz się nie zmienia: Harry'emu nadal dobrze idzie denerwowanie Zayna... - Liam uśmiechnął się lekko i westchnął. - Masz jakieś zajęcie? - Zaptał po krótkiej chwili ciszy, a dziewczyna pokręciła lekko głową. - Bo Niall coś jęczał, że chce jakieś jedzenie czy coś...


Leżała w chłodnej pościeli, która jakby na złość nie chciała się rozgrzać. Po obiedzie, który zrobiła słuchając blondyna, a potem również Harry'ego poczuła się trochę lepiej, bo chłopakom udało się wyrzucić z jej głowy bruneta, a on sam nie pokazał się w kuchni. Jednak, gdy znalazła się z powrotem sama znowu zaczął natrętnie wracać do jej myśli. Przemęczyła się tak jakiś czas, ale wreszcie ze sfrustrowaniem wypuściła powietrze i powoli wstała. Potrzebowała kogoś. Bezszelestnie wydostała się z łóżka i skierowała w stronę drzwi. Trochę niepewnym krokiem szła po ciemnym korytarzu, aż stanęła przed drzwiami. Powoli nacisnęła klamkę, a drzwi poddały się lekko. Powoli przekroczyła próg i zbliżyła się do jego łóżka. Miała potrzebę chamskiego wepchnięcia się do niego i tak po krótkiej chwili zrobiła.
- Co jest? - Jęknął zachrypniętym głosem.
- To ja. - Mruknęła.
- Ivy. Co się stało.
- Nie mogę spać... W ogóle nic nie mogę...
- Chcesz spać ze mną?
- A myślisz, że dlaczego przyszłam? Jest mi zimno w łóżku...
- To właź pod kołdrę i powiedz mi coś, jak już mnie obudziłaś...
- Dzięki. - Westchnęła okrywając się pościelą i położyła głowę na piersi chłopaka.
- To jak? Chcesz pogadać? Przy obiedzie byłaś raczej milcząca...
- Ni, jesteś dla mnie jak brat, przecież wiesz, ale po prostu nie wiem, co miałabym powiedzieć. Nie wiem, co mam zrobić, jak się zachowywać... co myśleć... a wy niestety mi nie pomagacie... wiem, że chcecie dobrze, ale spróbuj się postawić w mojej sytuacji... Już raz przejechałam się na chłopaku... tylko, że do Zayna... do niego naprawdę coś czuję i tak bardzo nie chcę, żeby to się skończyło, ale tkwienie tu w tej sytuacji wydaje mi się chore... ja naprawdę... naprawdę zaczynam wierzyć, że może Zayn... że przestało mu na mnie zależeć... nawet na mnie nie patrzy... boli mnie to, że zrobił mi ten tatuaż, ale to, co teraz robi wydaje mi się dużo gorsze... - Dziewczyna westchnęła cicho i podciągnęła nosem czując jak jej oczy niebezpiecznie wilgotnieją. - Jeżeli mnie nadal chce to dlaczego nic nie robi, dlaczego mnie ignoruje? A jeżeli już mu przeszło, to dlaczego nie mogę odejść?
- Ivy, wiem, że to jakaś cholernie zagmatwana sytuacja. Wiem, że jest ci źle, ale pamiętaj, że nie widzisz i nie wiesz pewnych rzeczy. Zayn... mówiłem ci już, że nie wiem dlaczego się tak zachowuje i sam tego nie rozumiem. Może ma jakiś bezsensowny powód, dla którego cię unika, ale może dla niego to bardzo ważne... poza tym, myślisz, że jakby cię ignorował tak całkiem to miałby poważne zastrzeżenia do twojego spania na Harrym? Myślę, że na zewnątrz stara się pokazywać jak najmniej, bo taki już jest, ale w środku ze sobą walczy. Mimo, że już go trochę znam, to nie jest tak, że wiem o nim wszystko... Liam wie znacznie więcej... ale nigdy nie widziałem, żeby Zaynowi na kimś zależało. O swojej rodzinie nie mówi i nie wygląda, żeby się nimi przejmował, dziewczyny tak na poważnie też nigdy nie miał. Te, które się tu pojawiały były dla niego wyłącznie rozrywką, rozładowaniem. Myślę, że nie radzi sobie, z tym, że nie może cię po prostu wymienić na jakąś inną...
- Ni, a co jeżeli... co będzie, jak stwierdzi, że to mu nie odpowiada... że nie chce, żeby coś go wiązało... jeżeli zdał sobie sprawę, że taki normalny związek jest po prostu niewygodny? Nie uważasz, że on się po prostu waha czy warto? Może..
- Nie, mała... o tym na pewno nie myśli... - Przerwał jej.
- Ni, nawet ja o tym myślałam... może trochę z innej perspektywy, ale... to boli... - Jej głos lekko się załamał. - Po prostu boję się. Wiem, że to może głupie i z zewnątrz wydaje się mało znaczące... ale... już jest mi trudno wyobrazić sobie życie bez niego... wiem, że to nie koniec świata i w ogóle, ale.. mam wrażenie, że bez niego to nie ma sensu... że wolałabym zniknąć, żeby tego nie czuć... jeżeli on... - Coś w jej gardle uniemożliwiło jej dalsze mówienie i po prostu zaczęła łkać w koszulkę blondyna. Miała takie mocne postanowienie, że nie będzie się odzywać do Zayna. Przecież to ona była na niego zła, to on ją zdradził, zawiódł jej zaufanie... Nadal pamiętała, jak się czuła gdy uciekła po tatuażu... Nie mogła na niego patrzyć, nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Tylko, że teraz już nie wiedziała, czy jej złość i duma warta jest takiej straty.

.50

- Więcej stąd nie wyjdzie. - Warknął po względnie spokojnym wysłuchaniu nieskładnych wyjaśnień Nialla na temat stanu dziewczyny, ale jego zaciśnięta szczęka i lód w oczach zdradzały jego złość. - Nawet jakbym miał to pieprzone ogrodzenie podpiąć do prądu. Będzie tu siedzieć i nie obchodzi mnie, czy chce sobie spacery urządzać. A jeżeli któryś z was pozwoli jej się stąd wydostać to pożałuje.
- Zayn... nie zatrzymasz jej.
- Kurwa, Niall milcz. Zamknę ją niedługo w tym pieprzonym pokoju.
- I nic jej nie powiesz? Nic nie wyjaśnisz?
- Nie mam jej czego wyjaśniać. Mieszka w moim domu i jest, kurwa, moja.
- Ona cię kocha, a ty za wszelką cenę starasz się zmienić to uczucie w nienawiść... Dlaczego?
Zayn rzucił blondynowi ostatnie zimne spojrzenie spod zmarszczonych brwi i odwrócił się opuszczając pomieszczenie. Niall wypuścił sfrustrowany powietrze i opadł na krzesło. Zaledwie moment siedział sam w kuchni, zanim drzwi ponownie się nie uchyliły, a we framudze pojawił się Liam.
- Co się stało?
- Ten idiota. Ivy...
- Co z nią? - Blondyn westchnął.
- Nie widziałeś jej? - Szatyn pokręcił głową.
- Słyszałem tylko parę ostatnich zdań waszej rozmowy.
- Kurde... bo wyszła z domu...
- Wyszła?
- Uciekła... ale na spacer... tylko ktoś ją uderzył i Zayn akurat wszedł, gdy przykładaliśmy lód...
- No to rozumiem, czemu się tak rzucał...
- Ale Liam... słyszałeś co mówił? Że ją zamknie tutaj... przecież on to coraz bardziej niszczy...
- Mówi tak, bo jest wkurzony...
- On nie jest normalny. Dlaczego jej to robi?
- Nie wiem... ale zgadzam się, że to nie może tak trwać. Oboje cierpią na swój sposób, ale przecież nie mogli ot tak przestać się kochać...
- Ona na pewno nie... ale ile może czekać, aż ten debil zacznie z nią rozmawiać? Minęło już tyle czasu odkąd przestali się do siebie odzywać... Liam... mógłbyś z nim porozmawiać? Może ciebie posłucha... Nie chcę, żeby odeszła, ale jak to będzie tak dłużej trwało to sam jej pomogę uciec. Nie chcę patrzeć jak cierpi.
- Kurde... on potrafi robić takie głupie rzeczy jak mu zależy... pamiętam co wyczyniał, jak wrócił i dowiedział się o swoim bracie...
- Myślisz, że on nie widzi co jej robi?
- Nie wiem... myślałem, że będzie lepiej... już z nim rozmawiałem zaraz po tej akcji, ale... pójdę spróbować jeszcze raz... tylko wiesz jak jest, jak się zatnie na czymś... trudno mu coś powiedzieć...
Blondyn ze zniechęceniem pokiwał głową. Liam już zaczął się odwracać w stronę drzwi, ale jeszcze na chwilę się zatrzymał.
- A nie wiesz, kto ją pobił?
- Nie... nie chciała powiedzieć.
- Nie chciała? Czy nie wiedziała kto?
- Nie chciała... - Liam zmarszczył lekko brwi i skierował się na korytarz. Dziwił się, że dziewczyna nie chciała powiedzieć Niallowi o tym, kto ją pobił, więc mimo że miał iść do Zayna, skręcił na piętrze w lewo i po cichym pukaniu uchylił drzwi.
- Hej, Ivy... jak się czujesz? - Szatynka leżała na łóżku, ale gdy usłyszała chłopaka, podniosła się i usiadła. Dopiero, gdy skierowała na niego wzrok, zakładając włosy za ucho, zobaczył zaczerwieniony, opuchnięty policzek.
- Średnio. Coś się stało?
- Mogę wejść? - Dziewczyna tylko skinęła głową. - Kto ci to zrobił?
- Nie wiem... jacyś faceci mnie zaczepili...
- Ale... uderzyli cię i zostawili? Zrobili ci coś innego?
- Nie, jeden z nich mnie uderzył i sobie poszli... - Dziewczyna na chwilę zamilkła, ale stwierdziła, że może powinna powiedzieć Liamowi o tym, że wiedzieli, gdzie mieszka. Jeśli mieli coś do Zayna to mogli zagrażać wszystkim mieszkańcom tego domu. - Oni chyba... wiedzieli, że mieszkam z wami...
- Co? Jak to?
- No, założyli, że jestem czyjąś... dziewczyną..
- Używali nazwisk?
- No... Jego. Powiedział... że to ma być wiadomość dla niego... - Wskazała lekko na swoją twarz.
- To uderzenie? - Skinęła głową. Chłopak spiął się i skupił jeszcze bardziej na dziewczynie. - Ivy, powiedz mi, zapamiętałaś jak wyglądali? Albo, czy jakoś się przedstawiali, używali jakichś imion? Trzeba... trzeba to zgłosić na policję...
- Nie sądzę, żeby to miało sens.
- Ivy, proszę. Powiedz co pamiętasz... jakby kręcili się w okolicy domu, to może ich zauważymy i będziemy wiedzieć, że to oni.
- Nie wiem, Liam... Byli w miarę wysocy, chyba wszyscy byli szatynami... jeden miał kaptur na głowie, więc nie widziałam... Tylko ten, który mnie uderzył... miał kolczyk w wardze i tatuaż... chyba węża... na szyi i chyba schodził na klatkę... nie wiem, czy coś jeszcze... Nie słyszałam, żeby używali jakichś imion czy nazwisk...
- Ok... - Powiedział powoli. - Jakbyś ich kiedyś zobaczyła kręcących się w pobliżu domu, to od razu daj znać. - Dziewczyna tylko pokiwała głową. - Słuchaj... wiem... wiem, że jego zachowanie jest idiotyczne i może wkurzać, ale nie rób mu tego...
- Czego?
- Nie uciekaj. Już nawet nie mówię, że takie śmiecie się tu mogą kręcić... ale...
- Liam... mówiłam to już Niallowi... nie rozumiem, co się dzieje. Ale jak tu siedzę, to mam wrażenie, że zwariuję. Już nie wiem, o co mu chodzi. Ale to jego wina. Naprawdę mu ufałam, a on... myślałam, że będzie próbował to jakoś wyjaśnić, ale teraz nawet nie zauważa, że ciągle tu jestem... dlaczego to zrobił?
- Wiem, że na nic ci usprawiedliwianie jego zachowania. Chciałbym, żeby wreszcie odpuścił, ale nie wiem dlaczego tak się zaciął... Tylko jak uciekasz to to go raczej prowokuje do zamknięcia cię jeszcze bardziej...
- Jak spróbuje mnie zamknąć, to wierz mi, że doczekam odpowiedniej chwili i zniknę całkiem.
- Nie pozwolimy na to. To znaczy, żeby coś ci zrobił. Chodzi mi tylko o to, że jak się wkurza to bardziej uparcie nic nie zrobi...
- Przez ten cały czas też nic nie zrobił, więc jakie to ma znaczenie?
- Mówiłem kiedyś, że będzie ci z nim cholernie trudno? Właśnie widzisz...
- Nie wiem, czy jeszcze tego chcę... - Szepnęła.
- Co?
- Może lepiej by było, gdybyśmy się nie spotkali.... chyba po moim ostatnim związku powinnam była wiedzieć, żeby nie pakować się w nic innego...
- Nie mów tak. On jest trudny, ale kocha cię.
- Zabawne, bo ostatnio na to nie wygląda.
- Ivy... Zayn...
- Nie potrzebuję, żebyś go bronił. Powinien to robić sam, a najwyraźniej nie ma to dla niego znaczenia. Chyba jestem głupia. Znowu popełniłam ten sam błąd i najwyraźniej znowu będę przez to cierpieć...
- Nie mów tak. On cię kocha, tylko daj mu jeszcze trochę czasu.
- A jak nie to mnie zamknie, żeby mieć odpowiednio dużo czasu? Fajnie. - Liam westchnął zmartwiony, powoli wstał i wyszedł. Jego samego też frustrowała ta sytuacja. Współczuł dziewczynie, ale zależało mu na szczęściu przyjaciela. Tylko, że Zayn nie współpracował. Był denerwująco uparty w swoim ignorowaniu sprawy. Tak jakby naprawdę miał nieograniczony czas na naprawianie sytuacji. A tak nie było i Liam obawiał się, że Ivy zrobi coś, co wywoła niepożądaną reakcję ze strony bruneta i będą tylko wzajemnie pogarszać ich relację. Chwilę po opuszczeniu pokoju dziewczyny naciskał klamkę w drzwiach przyjaciela, który zaczynał go coraz bardziej irytować.
- Zayn, tobie do reszty odwaliło? Ile to będzie trwać?
- Czego, kurwa, chcesz? - Brunet warknął nieprzyjemnym tonem, odwracając się do nowo przybyłego.
- Idź do niej i przestań zachowywać się jak dupek.
- I co? Co mam jej powiedzieć? Skoro tak bardzo chce się stąd wydostać, to raczej ma to w dupie.
- To daj jej odejść. - Chciał powiedzieć, że brunet bardzo się myli, ale zdenerwowanie zachowaniem Zayna podkusiło go do powiedzenia czego innego.
- Nie.
- Czemu?
- Bo nie. Nie wyjdzie stąd.
- Wiesz, mogłem zrozumieć, że nic nie powiedziałeś zaraz po tej akcji. Ale przez ten cały czas? Nie bądź tchórzem. Może się wkurzy, może nic nie zrobi, ale chyba nie spodziewasz się, że to ona będzie ciebie przepraszać. To twoja wina, tylko i wyłącznie twoja, więc zachowaj się jak dorosły i zmierz się z konsekwencjami. Zamierzasz unikać jej do końca życia trzymając ją tutaj?
- Kurwa, Liam, zostaw mnie. Nie będę jej nic tłumaczyć. Powinna się cieszyć, że ma spokój, bo mógłbym ją mieć tutaj. Posłuchałem cię i nie zmuszałem jej, żeby ze mną spała. Tatuaż był moją decyzją i ona nie ma prawa, nie ma żadnego jebanego prawa, go odrzucać po tym co mi zrobiła.
- Zayn, to jest jej ciało, więc ma...
- Jest moja, więc jeżeli będę miał ochotę, to pokryję każdy milimetr jej ciała tuszem.
- Zayn...
- Liam, odejdź, kurwa, zostaw mnie. - W głosie bruneta narastała irytacja.
- Idioto, słyszysz się? Wystarczyłoby, żebyś do niej poszedł i jej powiedział dlaczego. Nie wiem, w co grasz, ale robisz krzywdę i sobie i jej.
- Mówiłem, żebyś mnie zostawił. - Zayn podszedł do szatyna mierząc go rozdrażnionym spojrzeniem lekko podkrążonych oczu.
- Jeszcze jedna rzecz, którą może byś wiedział, gdybyś nie zachowywał się jak kutas. Wiem, kto ją uderzył. To człowiek od tego skurwiela, który ostatnio próbował wbić się na spotkanie z pretensjami, że przez nas stracił jakąś kasę, zlecenie czy klienta...
- Kurwa mać. Dopiero teraz to mówisz? Myślałem, że na darciu mordy się skończy... Skąd wiedział, że tu mieszka?
- Nie wiem, może obserwowali dom...
- Zabiję gnoja.
- Czyli nie masz problemu z konfrontacją z nim, a z Ivy już tak?
- Liam. Chcesz pomóc czy będziesz dalej pieprzyć? Jak się gdzieś tu pokaże to nie ręczę za siebie, więc lepiej by było, gdybyś znalazł mi jakiś adres, pod którym mógłbym złożyć wizytę.- Szatyn tylko przewrócił oczami, ale skinął głową i wycofał się z pokoju bruneta.

.49

Musiała wyjść. Ta myśl tak ją roznosiła, że wreszcie, mimo że nie znała kodu, którego Niall za nic nie chciał jej podać, znalazła sposób. Na parterze, w pokoju, w którym została kiedyś zamknięta, w przeciwieństwie do salonu, gdzie okno było panoramiczne i nie od otwierania, okno najnormalniej się otwierało. Być może to dlatego, że w drzwiach był klucz, ale okno nie było zabezpieczone w inny sposób, niż żaluzjami, które z zewnątrz były trudne do pokonania, ale od środka nie stanowiły żadnego problemu. Upewniając się, że Nialla nie ma w pobliżu, Ivy nałożyła kurtkę i buty i otworzyła pokój, który wcześniej zdążyła sprawdzić. Zamknęła go od wewnątrz, stwierdzając, że nie będzie mogła całkiem zamknąć okna, żeby wejść z powrotem i otworzyła jedną część okna, a potem podciągnęła nieco żaluzje. Jej twarz owionął chłodny wiatr i zrobiło jej się jakoś lepiej. Bez większego problemu wydostała się na zewnątrz i opuściła na ziemię. Już bez namysłu pokonała bramę, bo ostatnio zdążyła to przećwiczyć i niczym całkowicie wolny człowiek postawiła stopę na chodniku. Potrzebowała tego. Wreszcie Zayn nie miał nad nią żadnej kontroli, ani bezpośredniej ani pośredniej w postaci Nialla czy Liama. Wiatr lekko targał jej włosami, gdy szła przed siebie. Chciała się przejść. Przynajmniej tyle, żeby zachować chociaż odrobinę kontroli nad swoim życiem. Starała się nie tracić z głowy drogi powrotnej, ale cieszyła się z możliwości lekkiego błądzenia po nieznanej sobie okolicy.
Lepiej było jej myśleć będąc gdzieś indziej. Nadal jednak była świadoma, że dużo zależy od Zayna, który nie zachowywał się jakby miał w planie zmieniać cokolwiek w ich relacji. To, że wyszła sprowokowało ją do myślenia, czy zrobiłby coś, gdyby się dowiedział? Może teraz, gdy jest przekonany, że jest zamknięta, nie spieszy mu się z czymkolwiek, a gdyby spróbowała mu uciec zrobiłby coś? Gdzieś w głębi ukłuło ją, że może nic by nie zrobił... że nic dla niego nie znaczy... czy było to możliwe? Była na niego wściekła, ale ciągle jej zależało... wiedziała, że gdyby uciekła, to czułaby coś zupełnie innego, niż ulga, którą czuła po zostawieniu byłego. Mógł się nią znudzić? Czy po tym, co ich połączyło, mógł ją okłamać, mówiąc co czuje? Zaczęła wyrzucać sobie, że jej myśli przeskoczyły na tor, który prowadził do wpadnięcia do pokoju Zayna ze łzami w oczach i zapytania go, czy już jej nie kocha. To on miał do niej przyjść powiedzieć jej cokolwiek, a wciąż go nie było. Jeżeli zdawał sobie sprawę z tego, co zrobił powinien próbować... Zamrugała powiekami chcąc odpędzić niebezpiecznie czające się łzy i spojrzała na zegarek. Jeżeli miała wrócić, to musiała być tam bezpiecznie wcześniej niż wracał Zayn, bo była szansa, że już więcej nie wyszłaby w ten sam sposób, gdyby się zorientował. Zaczęła wracać, a po jej głowie dalej plątały się różne myśli. Co robić? Miała wrażenie, że im więcej myśli, tym bardziej jest skołowana. Nie miałaby nic przeciwko jakiejś poradzie, ale nie miała nikogo obiektywnego. Wiedziała, że przyjaciele Zayna będą go albo usprawiedliwiać, albo bronić, tak jak Niall ostatnio. Rozumiała, że postrzegają go przez pryzmat dłuższej znajomości, ale mało jej dawały stwierdzenia, że mu zależy i dlatego zachowuje się dziwnie. Gdy dotarła do bramy i zgrabnie się na nią wspięła czekała ją niespodzianka. W momencie, gdy chciała okrążyć dom i podejść do okna, którym wychodziła, drzwi wejściowe się otwarły i stanął w nich Niall.
- Jesteś normalna? - Syknął cicho. - Wchodź szybko.
- Ale... wtedy nie będzie się dało otworzyć tamtych drzwi.
- Już to załatwiłem. - Blondyn poczekał, aż dziewczyna znajdzie się w środku i kazał jej szybko ściągać buty i kurtkę. - Jeśli któryś z chłopaków się dowie to będzie po nas. I po tobie i po mnie. Bardziej po mnie. Możesz tak nie robić?! Wiesz co przeżyłem jak zobaczyłem, że cię nie ma?
- Potrzebowałam wyjść.
- Wiesz co by było, gdyby Zayn zobaczył, że cię nie ma?
- Co? Co by było? - Co by zrobił, gdyby zniknęła? Naprawdę chciała wiedzieć...
- Kurde, po pierwsze ja bym padł trupem z jego ręki, a ty... lepiej nie mówić...
- Powiedz, co by zrobił?
- Nie wiem, ale twoje zniknięcie miałoby konsekwencje dla świata. - Dziewczyna prychnęła i skierowała się do pokoju.
- Nie powiesz mu, prawda?
- Nie, bo dostałoby się mnie... ale nie rób tak więcej.
- Ni... mówiłam ci już, że tu zwariuję inaczej. Poza tym to był tylko spacer... Potrzebuję tego. I i tak znajdę sposób, żeby wyjść, a jak zostanę zmuszona, to doczekam do momentu, w którym będę miała okazję i po prostu zniknę. Z dokumentami czy bez. Więc nie stawiaj mi ultimatum. Udawaj, że nie wiesz.
Następnego dnia odpuściła, tym bardziej, że Niall jakoś podejrzliwie na nią patrzył i w dodatku zabrał klucz od tamtego pokoju, ale nie zamierzała się poddać. Jednak potem znowu skorzystała z jego nieuwagi i otworzyła okno w kuchni. Stawiała, że będzie ją kryć, a kuchni nie mógł przed nią zamknąć.
Znowu szwendała się po okolicy, poznając tym razem ulice na lewo od ich domu. Natknęła się wreszcie na jakiś park, w którym znalazła trochę odcięty zakątek i tam przysiadła na ławce. Nie cieszyła się spokojem zbyt długo, bo kilkanaście minut po jej przybyciu usłyszała jakieś szmery, które okazały się być krokami. Ześlizgnęła się z oparcia ławki i chciała odejść, żeby nie spotkać się z trójką mężczyzn, który pojawili się niedaleko. Nie przewidziała tylko tego, że oni najwyraźniej chcieli nawiązać z nią kontakt, a ich długie nogi szybko skracały dystans.
- Jesteś Malika, nie? - Usłyszała zaraz za sobą i została zatrzymana przez dłoń na ramieniu. To, że znał Zayna nie wydało jej się aż takie dziwne, skoro mieszkał w tej okolicy i prowadził jakąś niemałą firmę, ale to, że wiedział, że ona ma z nim coś wspólnego było dziwne.
- Chyba sobie kpisz, jeśli myślisz, że coś mnie łączy z tym idiotą. - Warknęła zła, a on spojrzał na nią przymrużając oczy. Zaczął mówić powoli przekrzywiając nieco głowę.
- Nawet jeśli nie jesteś jego dziwką, to jesteś któregoś innego, co i tak sprowadza cię do pozycji własności Malika.
- Nie jestem niczyją dziwką, a teraz zostaw mnie w spokoju. - Wystarczyło jej, że brunet traktował ją jak przedmiot. Chciała go wyminąć, ale mężczyzna zastąpił jej drogę.
- Pokaż się no, skarbie. - Nachylił się w jej stronę, przez co zobaczyła wyraźniej tatuaż wystający z prawej strony jego szyi z dekoltu.
- Zostaw mnie. - Odsunęła się, ale zrobiła to zbyt wolno. Chłopak złapał jej ręce i w mało delikatny sposób zszarpał z niej kurtkę i powoli skanował spojrzeniem jej ciało. Poczuła, że jej włosy są odgarniane na jedno ramię i palce któregoś z dwóch kompanów mężczyzny błądzą chwilę w okolicy jej karku. Spięła się czując dotyk, ale nie mogła się w żaden sposób wyswobodzić. Doszło do niej, że za chwilę stanie się ofiarą gwałtu i to potrójnego i jej ciało zdrętwiało opanowywane przez strach.
- Kurwa mać. To chyba nie ona. - Usłyszała głos zza pleców w momencie, gdy jej skóra straciła kontakt z jego palcami. Ten który ją trzymał jeszcze chwilę nie pozwalał jej się oddalić, ale wreszcie puścił jej ramiona, co wykorzystała robiąc krok w tył.
- Nie tak szybko. Wiem, że tam bywasz. Mam wiadomość dla Malika. Przekaż mu, żeby spierdalał z naszej okolicy. Jak będzie się tak tu rządził to może pożałować... Ty oczywiście możesz zostać i się z nami zabawić, mała. Jeśli chodzi o kobiety, Malik ma niezły gust, to muszę mu przyznać. - Oblizał obleśnie wargi, zatrzymując język chwilę dłużej na kolczyku z prawej strony dolnej wargi.
- Ciebie chyba powaliło. Nie jestem cholernym gołębiem pocztowym, żeby przekazywać idiotyczne wiadomości między dwoma debilami. Sam sobie idź jeśli tak bardzo chcesz mu powiedzieć, że go uwielbiasz.
- Ostra. - Zwrócił się do swoich towarzyszy, na co ci zarechotali cicho. Spojrzał z powrotem na szatynkę i uśmiech znikł z jego twarzy. - To pozwól, że zostawię wiadomość, której nie będziesz musiała komentować. – Zamachnął się pięścią i dziewczyna nagle poczuła piekący ból na lewym policzku, tak, że aż się zatoczyła. - Wiesz, niby unikam bicia kobiet, ale naprawdę mi zależy na przekazaniu tej wiadomości, skarbie. - I wymierzył jej kolejny cios. Poczuła metaliczny smak w ustach, domyślając się, że jej warga musiała ucierpieć przez spotkanie z pięścią chłopaka. - No cóż, myślę, że wiadomość będzie widoczna. Nie bierz tego do siebie, skarbie. To tylko biznes. – Ujął ją pod brodę i przyjrzał się szkodom, które wyrządził. Po chwili ją puścił i razem z kompanami odeszli w kierunku, z którego przyszli. Ivy stała przez moment oniemiała, a potem jej dłoń powędrowała do rozciętej wargi. Czuła pieczenie, a cała skóra na jej policzku pulsowała przez co czuła, że musi być zaczerwieniona i prawdopodobnie niedługo opuchnie. Jej ciałem dopiero po chwili od ich zniknięcia wstrząsnęły dreszcze, więc sięgnęła po kurtkę leżącą niedaleko jej stóp, założyła ją i ukryła nieco zraniony policzek pod zasłoną włosów. Teraz nie dość, że nie czuła się tak całkiem bezpiecznie w domu przez bruneta, to najwyraźniej nie mogła czuć się bezpiecznie również poza jego domem. Z jednej strony poczuła ulgę, że nie zrobili jej nic gorszego, ale jednocześnie sprawili, że czuła się teraz bardzo niepewnie, jeżeli chodzi o spacery po okolicy. Nie wiedziała w jaki sposób Zayn mógł im przeszkadzać, ale podejrzewała, że nie przestanie tylko dlatego, że jacyś trzej psychopaci kręcą się po okolicy. Przecież jej w ogóle nie powinno tam być według bruneta. Pewnie bardziej miałby do niej pretensje niż zwrócił uwagę na jakichś maruderów... Westchnęła cicho i oblizała ranę na ustach.
Zrezygnowała z jakiejkolwiek próby dalszego spacerowania i jak najprostszą drogą próbowała wrócić. Niall czekał już na nią chcąc jej wyrzucić, że znowu uciekła, ale gdy zobaczył jej twarz z delikatną opuchlizną, powoli tworzącym się podbiciem, zaczerwienionym policzkiem i rozciętą wargą, którą co chwilę delikatnie oblizywała, przeklął i wciągnął ją do mieszkania.
- Co się stało? - Ivy pokręciła głową. - Kurwa, kto? Chodź, przyłożymy lód. - Weszli do kuchni i dziewczyna usiadła na ladzie, a blondyn wyciągnął z zamrażarki wkład, który owinął czystą ścierką i przyłożył w okolice oka i policzka szatynki. Próbował wyciągnąć od niej kto był winien, ale milczała. Zresztą nie wiedziała. Niespodziewanie usłyszeli jakieś szmery na korytarzu i właściwie byli przekonani, że to Harry, ale nagle w drzwiach stanął Zayn. Wrócił tylko trochę wcześniej niż zwykle, bo przez to całe zamieszanie stracili rachubę i nie wiedzieli, że jest tak późno.
- Co to, kurwa, jest? - Wysyczał te słowa tak, że ociekały gniewem. Wreszcie zwrócił na nią uwagę. Jeden kącik jej ust podniósł się lekko do góry, gdy zeskoczyła i podeszła do niego, na początku chcąc bez słowa wyjść, ale zatrzymała się przed nim i trochę zaskakując samą siebie wymierzyła mu z całej siły policzek. Takie przekaż dalej... Wyminęła oniemiałego chłopaka i poszła na górę.

.48

Chodził zły i milczący, ale tym razem nic nie mogła z tym zrobić. Nie chciała. Nie mogła wszystkiego tak po prostu przekreślić, ale nie było możliwości, żeby przeszła nad tym do porządku. Przesadził i to bardzo, a ona nie wiedziała nawet czy zdawał sobie z tego sprawę. Powiedziała Liamowi, że nie chce słuchać wyjaśnień Zayna, ale to była tylko po części prawda. Z jednej strony chciała, żeby brunet przyszedł i przedstawił jej jakiś super ważny powód, dla którego to zrobił, ale mimo, że o tym myślała, nie mogła znaleźć żadnej sensownej możliwości. Po prostu nie. Mogła zrozumieć robienie sobie tatuażu na znak miłości do drugiej osoby, ale robienie tatuażu komuś innemu i to wbrew jego woli było nie do wyobrażenia. Czuła się źle, bo nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Coś ją trzymało w jego domu, chociaż nie chciała tu być. Tatuaż co prawda przestał jej dokuczać i powoli opuchnięcie i ból zniknęły, ale nie mogła na niego patrzyć, więc najpierw ukrywała go pod rękawami bluzy, a potem znalazła w torbie resztkę podkładu, który okazał się na tyle kryjący, że mogła udawać, że nie ma tam żadnego znaku. Pozostał jej tylko jakiś milczący smutek i chęć ucieczki. Może nawet nie na zawsze, ale przynajmniej na trochę. Musiała wyjść z jego domu. Z frustracją odkryła, że jej torba z dokumentami jakoś tajemniczo zniknęła i była praktycznie pewna kto był temu winien. Jeżeli spodziewał się, że będzie chciała odejść to miał rację. Tylko, że wcześniej za nic by go nie opuściła, a teraz miała poważny problem, bo łapała się na rozważaniu tego. Może... może mogłaby spróbować wrócić do domu? Minęło już trochę czasu i jej były mógł już dawno przestać się nią przejmować...
Ivy nie odzywała się wcale albo prawie wcale. Do Zayna nie odzywała się w ogóle, a pozostałym odpowiadała półsłówkami. Atmosfera w domu stała się dużo gorsza niż wtedy, gdy Zayn zniknął. Niby oczywistym było to, że winę ponosi brunet. On jednak uparcie nie próbował wyjaśnić niczego, co pogłębiało frustrację dziewczyny. Skoro nawet nie próbował naprawić sytuacji, to czy w ogóle mu zależało? Jaki był sens tego wszystkiego, skoro tylko wszystko zniszczył?
W ciągu dnia była rozgoryczona, ale w nocy, przez sen nieświadomie płakała. Kolejne dni budziła się z bólem głowy i zapuchniętymi oczami. Potrzebowała wyjść. Musiała znaleźć się poza ścianami tego domu. W końcu zdecydowała się ubrać kurtkę i pchnęła drzwi, które mimo przekręcenia zamków, nie poddały się. Było koło południa i Zayna ani Liama nie było, ale w kuchni słychać było szmery, więc skierowała się tam odszukać Nialla.
- Dlaczego drzwi są zamknięte? - Blondyn milczał. - Dlaczego?
- On nie chce, żebyś znowu... - Mruknął w końcu cicho, a Ivy otworzyła szerzej oczy.
- Żartujesz, prawda? To jest chore. Niall, otwórz drzwi. Zwariuję jak nie wyjdę.
- Ale...
- Ten psychopata zabrał mi torbę z dokumentami i pieniędzmi, więc jak wyobrażasz sobie moje wyjście gdzieś dalej?
- Ivy, chciałbym ci pomóc, ale...
- To otwórz mi drzwi! Ni, ja tu zwariuję! - Głos dziewczyny łamał się, niebezpiecznie zbliżając się do płaczu. Nie mogła wytrzymać i chciała chociaż jakiegoś drobnego wsparcia.
- No, ale... nie zrobisz nic głupiego?
- Co mam zrobić? Traktuje mnie jak dziecko... nie mam tu prawa do decydowaniu nawet o sobie...
- Ok, chodź. - Blondyn wstukał jakiś kod w niewielkim panelu przy drzwiach, który dziewczynie wydawał się być po prostu interkomem, ale najwyraźniej miał też inne funkcje. Patrzył na nią niepewnie, jakby obawiał się, że zacznie uciekać. Jej to jednak wystarczyło. Przynajmniej na razie. Poczuła jak owiewa ją świeże, chłodne powietrze i zrobiła zaledwie trzy kroki schodząc ze schodków, na których przycupnęła. Chłopak stał za jej plecami nie wiedząc, czy jego obecność jest pożądana i już chciał jej dać chwilę swobody i odwrócić się, gdy zatrzymały go jej ciche słowa.
- Dlaczego on mi to robi? - Nie miał nawet pewności, czy mówiła do niego czy do siebie, bo ledwo usłyszał jej smutny ton. - Ni, ja nie chciałam takiego związku... Odejście od byłego to nic... tylko, że on nie sprawił nigdy, że tak naprawdę mu zaufałam, nie kochałam go... Dlaczego mówił, że tęsknił, skoro teraz jest mu wszystko jedno?
- Nie jest. - Zszedł i powoli usiadł obok niej.
- Po tym jak wrócił... to w jaki sposób mówił do mnie... naprawdę myślałam, że on jest tym jednym. Że czujemy to samo... - Westchnęła i przez dłuższą chwilę milczała. - Chciałabym wrócić do rodziny.
- Ivy, zastanów się nad tym.
- Ni, robię to bez przerwy i już mam tego dość... Nie zanosi się na jakąkolwiek zmianę... Nawet nie spróbował mi wytłumaczyć... przeprosić... nic. Zrobił mi krzywdę i tu nawet nie chodzi o sam tatuaż... Ja naprawdę... zrobiłabym dla niego wszystko, a on zrobił co chciał, zdradził moje zaufanie i zachowuje się jakby nic się nie stało... jakbym nie istniała i nie miała dla niego znaczenia...
- On... miałem ochotę go zabić jak cię zostawił bez słowa i pojechał... to samo czułem ostatnio, gdy pojawił się Joe i powiedział, że będzie tobie robić tatuaż i siedziałaś tam na jego kolanach niczego nieświadoma... tylko, że on im bardziej mu zależy, tym robi dziwniejsze rzeczy... chyba gorzej niż przeciętny człowiek reaguje na te dobre emocje...
- Ale wcześniej był mi w stanie coś powiedzieć. Teraz milczy.
- Myślę, że się boi. Może to, co zrobił było impulsem, a teraz boi się konsekwencji.
- Potrzebuję przestrzeni. Dopóki on nie zdecyduje się na cokolwiek, nie mam co tu robić. Poza tym, myślę... myślę, że jakby chciał, to bez problemu wszedłby do mojego pokoju i zabrał do siebie. Zrobiłby coś. Cokolwiek. A on odpuścił.
- Wierz mi, nie odpuścił. Nie wiesz co powiedział, jak byłaś raz w pokoju na górze...
- Co? - Dziewczyna spojrzała w jego niebieskie oczy, ale on szybko spuścił wzrok na swoje kolana.
- N-nie mogę ci powiedzieć, ale on cię nie może stracić, tylko chyba... jest w takiej pozycji, że nie wie co zrobić i dlatego nic nie robi.
- A w jakiej pozycji ja jestem? Jaki sens ma dla niego moja obecność tu, skoro to tak wygląda?
- Myślę, że chce cię chronić i boi się, co mogłoby ci się stać, gdybyś odeszła.
- Chronić? A przed jego idiotycznymi pomysłami kto mnie obroni? Nie chcę być w związku, w którym nie jesteśmy równi... już raz w takim byłam i zaczynam się powoli czuć podobnie jak wtedy. Czy on nie rozumie, że takim zachowaniem tylko sprawia, że bardziej chcę uciec?
Po słowach dziewczyny oboje zamilkli i siedzieli tak do momentu, gdy przed bramą pojawił się czarny samochód Zayna. Gdy brama się otwierała, a pojazd zaczął się do nich zbliżać, Ivy westchnęła cicho i wstała mrucząc „dzięki, Ni”. Zanim brunet z Liamem znaleźli się w domu, szatynka już siedziała w swoim pokoju. Słyszała, jak na korytarzu na dole rozległ się warczący głos bruneta, jednak szmery innych głosów szybko go uciszyły. Dom ponownie zagłębił się w ciszy, a ją znowu zalała fala frustracji. Mógł odwalać takie cyrki na początku ich znajomości, a nie teraz. Wtedy bez problemu wzięłaby torbę i już by jej nie było. Ale teraz... to wszystko było za trudne... Jedna część jej mózgu mówiła „uciekaj!”, druga żądała kary za zdradę, przynajmniej w postaci wymierzonego policzka, trzecia chciała wyjaśnień, chciała znać powód tego wszystkiego. Ale gdzieś za tym wszystkim był cichy, ale mocny głos, który chyba najbardziej ją frustrował i irytował: „nie możesz go stracić”. On sam się tracił, myślała ze złością. Tak jak on nie mógł jej zmusić do zostania, tak ona nie mogła magicznie zmienić chłopaka, żeby zachowywał się inaczej. Czuła się źle. Czuła się zniewolona i ograniczona przez bruneta. Nie mogła pozwolić, żeby zamknął ją w tym domu i trzymał pod kluczem jak jej były. To nie mogło się powtórzyć. Musiała się stąd wyrwać i jakoś oczyścić głowę. Spojrzeć z dystansu, nawet niewielkiego. Nie zamierzała dać mu kontrolować jej życia i decyzji. Po prostu musiała się wydostać. Musiała.