niedziela, 21 października 2018

.53

Patrzył na nią i na przemian ogarniały go wściekłość, bezradność i ulga. W półcieniu sali wyglądała bardzo spokojnie, zupełnie jakby nic się nie stało, chociaż Zayn miał aż nazbyt bolesną świadomość, że zawinił. Chciał zrobić wszystko, żeby była bezpieczna i zawiódł. W dodatku zawiódł nie tylko ją. Wciąż czekał, aż zabieg Liama się zakończy, ale wiedział, że przyjaciel jest w dobrych rękach. Mark był jednym z niewielu ludzi, których Zayn szanował i którym ufał. Patrzył na dziewczynę, która wciąż blada spała spokojnie nieświadoma, że kilka centymetrów pod jej obojczykiem zostanie jej niewielka blizna. Miała szczęście, że kula trafiła ją pod dziwnym kątem, akurat w momencie, gdy się prostowała, bo nie uszkodziła płuca ani nie roztrzaskała łopatki. Jej stan był dużo lepszy niż szatyna, ale brunet wciąż niespokojnie wpatrywał się w dziewczynę. Przed oczami wciąż miał moment, gdy zapłakana i przestraszona wpadła do jego pokoju. Wiedział, że powinna być z nim. Nie powinna tego nawet widzieć, a tym bardziej w tym uczestniczyć. Zacisnął pięści i znowu musiał przymknąć oczy, żeby się uspokoić i nie opuścić szpitala w poszukiwaniu zemsty. Odetchnął głęboko kilka razy i ze zmarszczonymi brwiami podszedł i pchnął przeszklone drzwi sali, na której leżała. Mark, co prawda, kazał mu zaczekać, ale potrzebował tam wejść. Podszedł cicho i usiadł na skraju jej łóżka. Gdyby nie to, że martwił się o Liama, byłby na niego zły, że kazał mu dać Ivy przestrzeń. Może wtedy byłaby u niego w pokoju... Naprawdę wierzył, że w jego domu nic się jej nie może stać... Odnalazł jej dłoń i delikatnie pocałował jej kostki. Siedział w ciszy, obserwując w słabym świetle padającym z korytarza lekki ruch jej klatki piersiowej dopóki nie usłyszał cichego stukania w szybę, za którą zobaczył Marka i Harry'ego.
- Miałeś tam nie wchodzić. - Mruknął lekarz, ale w jego głosie nie było słychać pretensji.
- Wiem. Co z Liamem?
- Wiesz, to się jeszcze okaże, bo dostał w brzuch, więc jeszcze może coś nieprzyjemnego wyjść, ale na razie jest stabilny. Trochę tu poleży. Ona zresztą też powinna zostać na obserwacji...
- Załatwisz im jedną salę?
- Jasne.
- Dzięki... Znowu jestem twoim dłużnikiem. - Zamilkł na moment, a potem ponownie utkwił wzrok w Ivy. - Kiedy się obudzi?
- Za parę godzin. Lepiej, żeby na razie leżała spokojnie, więc dostała dodatkowo leki nasenne.
- Zrób, żeby byli razem, proszę. Chcę mieć oboje na oku.

***

Budziła się powoli, jakby nie mogła do końca oprzytomnieć. Co pewien czas wydawało jej się, że słyszy jakieś szelesty albo oddalone głosy, ale poza tym było bardzo spokojnie. Właściwie, poza tym, że pościel pachniała inaczej, myślała, że wszystko jest ok. Dopiero, gdy poruszyła się lekko poczuła ból i to skłoniło ją do otwarcia oczu. Zobaczyła średniej wielkości jasny pokój, którego zupełnie nie kojarzyła. Wnętrze wydawało jej się obce, ale jej mózg nie potrafił współpracować, więc rozglądała się przez chwilę zagubiona. Najpierw myślała, że jest sama, ale dosyć szybko zauważyła drugie łóżko, wyposażone w więcej sprzętu niż jej. Liam. Mimo, że czuła się otumaniona i ciężko było jej zebrać myśli, gdy tylko zobaczyła leżącego spokojnie chłopaka, podłączonego do kroplówki od razu przed jej oczami stanęła scena, gdy ostatni raz go widziała i jakby dopiero wtedy uzmysłowiła sobie, że muszą być w szpitalu. Spojrzała na ścianę, szukając wzrokiem zegara. Chociaż pomieszczenie oświetlone było światłem dziennym, całe niebo zasnute było chmurami, przez co trudno było określić czas. Zdziwiona zobaczyła, że dopiero minęła szósta, chociaż nie była do końca pewna, czy na pewno była to szósta rano. Chwilę myślała i stwierdziła, że musiało być wcześnie, bo było dosyć spokojnie. Jej wzrok znowu powędrował do szatyna. Z niepokojem patrzyła na sprzęt, którym był obstawiony. Znowu przypomniała jej się twarz chłopaka i jego ręka na brzuchu i krew... Chciała, żeby ktoś jej powiedział, jaki jest stan chłopaka, ale wciąż nie było poza nimi żywego ducha. Podniosła się chcąc wstać, chociaż dopiero wtedy okazało się jak bardzo boli ją lewe ramię i bark. Mimo łez, które zaczęły zbierać się w jej oczach, powoli zsunęła się z łóżka i skrzywiła się jeszcze bardziej, gdy jej stopy dotknęły zimnej posadzki. Na szczęście nie była podpięta do kroplówki, chociaż na wierzchu jej dłoni znajdował się wenflon. W pewnym momencie zatoczyła się lekko przez zawroty głowy, ale na szczęście dla niej Liam leżał zaledwie kilka metrów dalej. Oparła się o brzeg jego łóżka i spojrzała na twarz chłopaka. Był blady, ale oddychał spokojnie. Po chwili jej wzrok przebiegł po kroplówce, do której był podłączony i sprzęcie stojącym przy łóżku. Dlaczego?
- Ivy? Czemu wstałaś? - Odezwał się zachrypnięty głos zza jej pleców, przez co dosyć gwałtownie się odwróciła, co przypłaciła kolejnymi zawrotami głowy i grymasem bólu, spowodowanym naruszeniem opatrzonego miejsca. - Co się dzieje? - W jego głosie momentalnie pojawiła się niepewność, gdy bardzo szybko znalazł się przy dziewczynie obejmując ją delikatnie ramieniem, gdyby miała upaść.
- Nic. Co z Liamem?
- Jakoś z tego wyjdzie. Mała... jak się czujesz?
- Jest w porządku... trochę kręci mi się w głowie...
- Nie powinnaś wstawać.
- Chciałam zobaczyć co z Liamem... Na pewno nic mu nie będzie?
- Nie martw się... już jest dobrze...
Spojrzała na bruneta. Musiał nie spać, bo jego oczy były jeszcze bardziej podkrążone niż ostatnio. W ręku trzymał kawę, która najwyraźniej miała go wspomóc na kolejne godziny.
- Spałeś w ogóle? - Pokręcił głową.
- Nie mogłem was zostawić. Może jak Niall tu przyjdzie... - Pchnął ją delikatnie w stronę pustego łóżka. - Połóż się. Powinnaś leżeć. - Ivy powoli usiadła na łóżku, ale opierając się na rękach poczuła ból, który wypisał się na jej twarzy.
- Boli cię. Leki musiały przestać działać... zawołam kogoś... - Wycofał się w stronę drzwi. Po kilku minutach wrócił, a razem z nim do pomieszczenia weszła pielęgniarka w średnim wieku, która uśmiechnęła się do Ivy i zagadnęła:
- Nie martw się, zaraz coś poradzimy. - Wzięła ją za rękę i najpierw podała jej lekarstwo bezpośrednio przez wenflon, a potem podłączyła go do kroplówki. - Przyjdę później to odłączyć.
- Dziękuję. - Mruknął brunet do wychodzącej pielęgniarki. Stał oparty o ścianę niedaleko łóżka dziewczyny i przecierał twarz dłonią. Przez ostatni czas wciąż uparcie przyjmował postawę obojętności albo złości, ale teraz prawie nie było po tym śladu. Widziała, że był zmartwiony i zmęczony. Podkrążone oczy, które zasłaniał ręką jeszcze nigdy nie pokazywały tyle smutku i troski.
- Zayn... powinieneś pójść się położyć... - Mruknęła cicho.
- Nie przejmuj się mną. Te parę godzin nie jest takie ważne.
- Kiedy Liam się obudzi?
- Nie wiem dokładnie. Mark przyjdzie tu później i zdecyduje, co robić.
- Co się w ogóle stało?
- Nie wiem, czy chcesz wiedzieć... - Spojrzał na nią i zbliżył się trochę.
- Chcę.
- Nie chciałbym, żebyś czuła się zagrożona w domu. - Powiedział cicho spuszczając wzrok na jej opatrunek.
- Proszę, powiedz mi. - Brunet westchnął i uciekł spojrzeniem gdzieś obok dziewczyny.
- Ktoś włamał się na posesję i przestrzelił okno w salonie.
- Wiesz kto?
- Nie... właściwie...
- Powiedz.
- Nie wiem dokładnie... mam tylko podejrzenia...
- Jakie?
- Myślę, że mogli być to ludzie od tego samego człowieka, których spotkałaś i którzy cię... - Zamilkł czując, że to kolejna sytuacja, w której nie zapewnił jej bezpieczeństwa i wiedział, że to jego wina. Znowu.
- Przecież mówiłeś, że to interesy...
- Wiesz, w interesach też może być brutalnie...
- Ale aż tak?
- Niestety mała. - Mruknął i w odruchu pocieszenia wyciągnął dłoń, ale zatrzymał się zanim zdążył dotknąć twarzy dziewczyny. Patrzyła jak trochę niepewnie cofa dłoń i zrobiło jej się dziwnie smutno. Jeszcze niedawno ich dotyk był taki naturalny, potrzebny. Teraz się wahał. Nie wiedziała, czy powinna złapać go za rękę, ale jej umysł znowu jakby przystopował i nie mogła się skupić i złapać myśli. Miał powód, żeby być niepewnym... chyba miał... wyglądał tak smutno... chyba było jej żal, że nie złapała jego ręki, żeby go pocieszyć. Zbliżył się do niej i znowu zobaczyła jak bardzo podkrążone są jego oczy.
- Zayn... Połóż się... wyglądasz okropnie... - Jej powieki znowu zaczęły ciążyć i miała wrażenie, że gubi wątek.
- Później, mała. Śpij... musisz odpoczywać.
- Przecież nic mi nie jest... kiedy wrócimy do domu?
- Niedługo mała. Tylko wymienimy szybę i dopilnujemy, żeby ktoś poniósł konsekwencje.
Czuła, że coraz ciężej utrzymywać jej otwarte oczy, więc w ostatnim przebłysku świadomości chwyciła bruneta za rękę mrucząc:
- Ale zabierzesz mnie do domu?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo nie wyobrażam go sobie bez ciebie. - Mruknął gładząc dłoń Ivy, która prawie spała odurzona lekami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz