Gdy rano wychodziła
z pokoju Nialla musiała wyglądać okropnie. Przynajmniej tak się
czuła. Nie spała dobrze, a trochę czasu minęło zanim w ogóle
udało jej się zasnąć. Miała lekko zapuchnięte oczy przez łzy,
które chyba nadal tworzyły wilgotną plamę na koszulce blondyna.
Na swoje nieszczęście w momencie, gdy jej palce ześlizgiwały się
z klamki pokoju chłopaka, na korytarzu kawałek dalej pojawił się
Zayn, który zmierzył ją jakby zirytowanym spojrzeniem, chociaż
jego wzrok nie dotarł do jej smutnych oczy, a ona, gdy tylko wyczuła
jego obecność, uciekła spojrzeniem na podłogę. Pierwszy z tej
sytuacji wyrwał się brunet i dziewczyna usłyszała tylko
trzaśnięcie drzwi jego pokoju. Dopiero, gdy została sama wzniosła
oczy na ścianę, za którą się krył i miała wrażenie, że zaraz
się rozpłacze, chociaż ledwo wylała całe morze łez. Już nie
wiedziała, co gorsze: gdy mieszkała u byłego chłopaka, gdy Zayna
nie było, czy teraz, gdy był, ale w tak zły sposób. Miała
naprawdę najgorszy mętlik w głowie w życiu. Chciała,
potrzebowała jakiegoś rozwiązania tej sytuacji. To było aż
dziwne. Nie wiedziała, jak możliwe jest odczuwanie tylu sprzecznych
emocji w stosunku do jednej osoby. Znała go krótko. Zdecydowanie za
krótko, żeby dobrze poznać jakiegokolwiek człowieka, tym
bardziej, jeśli jest tak skryty jak Zayn. Jeszcze po tych dwóch
tygodniach, gdy go nie było czuła się naprawdę zmęczona
emocjonalnie, a potem miała go zaledwie na chwilę i znowu jej
umknął. Chciała, żeby to się jakoś skończyło, bo to czekanie
w zawieszeniu było dla niej okropne.
-
Wiesz, widywałem cię w lepszym stanie, ale i tak wyglądasz uroczo
z tymi czerwonymi oczami. - Stała tak wpatrzona w punkt na ścianie,
że nawet nie zauważyła, jak stanął przy niej Harry.
-
Zabij mnie.
- Nie
no. Weź. Nie wyglądasz, aż tak źle.... Wiesz... - Mruknął po
chwili ciszy. - ...brakuje mi naszych walk o lody i oblewania się
sosem czekoladowym. Stare, dobre czasy...
- Mi trochę też.
- Mruknęła.
- To co? Może
jeszcze coś znajdziemy w zamrażalniku? - Szatyn uśmiechnął się
w uroczy chłopięcy sposób, przez co na twarzy dziewczyny pojawił
się słaby cień uśmiechu. Harry miał w sobie zaraźliwą energię,
której z jakiegoś powodu nie była w stanie zignorować. - No
wreszcie. Wiedziałem, że nie mogłaś pozostać obojętna na
propozycję wytaplania się w czekoladzie, żebyśmy tym razem mogli
razem poleżeć w wannie. Chodź do mnie, mała.
- Co?
- Wyglądasz
jakbyś miała mi tu paść, więc chodź. Mógłbym wszędzie cię
nosić na rękach. - Chłopak nachylił się nad nią i przez moment
jago zielone tęczówki zawisły na jej poziomie. Chłopak ściszył
głos i mruknął: - Powiedz, byłabyś na mnie zła, gdybym cię
pocałował? - Ivy patrzyła niepewnie w jego oczy, a potem jej wzrok
powędrował na usta chłopaka, który akurat przygryzał wargę, co
dziewczyna nieświadomie powtórzyła. - Nie chcę cię ukraść. Ale
ten debil nie wie, co traci, jeżeli pozwala ci tu ze mną stać,
chociaż jestem pewien, że nas słyszy. - Na moment zaległa cisza,
w ciągu której oboje skupiali się na wzajemnych reakcjach. Ivy
podniosła rękę i dotknęła nią lekko policzka chłopaka.
- A mogłeś wtedy
jechać tym samochodem i zabrać mnie na stopa, wiesz... - Mruknęła
i zbliżyła usta do jego twarzy składając lekkiego buziaka na jego
policzku.
- Wiedziałem, że
nie możesz się opierać bez końca. To mój niezwykły urok
osobisty czy dołeczki cię przekonały? - Usta chłopaka wykrzywiły
się w łobuzerskim uśmiechu.
- Nie wiem...
chyba te zielone oczy. - Uśmiechnęła się lekko. - To co? Mówiłeś
coś lodach i czekoladzie? - Była gotowa na prawie wszystko, byleby
oderwać umysł od natrętnych myśli o brunecie.
- Tak, mała.
Wskakuj. - Powiedział zadowolony i odwrócił się lekko uginając
kolana.
- Co?
- No, miałem cię
zanieść. Wskakuj, bo mi kolana wysiądą. Wiesz, jeszcze jestem w
pełni sił, ale nie wiadomo, ile to potrwa.
- Harry, a nie
podźwigasz się?
- Ej ej, bo się
obrażę i nici z lodów. Nie wiem, co sugerujesz, ale zaprzestań i
złap mnie za szyję, bo mi tak zostanie i się nie odegnę. -
Zgodnie z jego poleceniem owinęła ramiona wokół jego szyi, a
chłopak się wyprostował i podtrzymał ją za uda. - No to w drogę.
Wiesz, że jesteś bardzo lekka?
- Może to ty
jesteś bardzo silny?
- Tak, to bardzo
możliwe. Możesz mówić dalej, bo czuję, że mogę mieć wiele
takich nieuświadomionych zalet.
- Co robicie? -
Harry z uśmiechem na ustach wykonał zwrot w stronę Liama, który
właśnie pojawił się na górze schodów.
- Od teraz Ivy
jest moja. Idziemy wyżreć lody i co tam znajdziemy, żeby to
uczcić... a co?
- Nie, nic.
Powodzenia. Niall się ucieszy z towarzystwa. - Liam uśmiechnął
się lekko i podszedł w ich stronę. - Bawcie się dobrze. -
Zatrzymał się przed Harrym i mruknął cicho: - Ja będę miał
trochę gorszą rozrywkę... - Skinął w stronę drzwi pokoju
bruneta.
- Może zostaw go
samego, żeby mógł dalej nic nie robić i myśleć. Przecież jest
w tym taki dobry... - Mruknął Harry.
- Może bym tak
zrobił, ale mam sprawy. - Wzruszył lekko ramionami i zwrócił się
w stronę drzwi. Harry też obrócił się nieco i ruszył w stronę
schodów.
- Ładnie
pachniesz. - Powiedziała cicho z nosem przy jego szyi.
- Wiem. Mam fajne
perfumy. Ale to tylko dlatego tak dobrze pachną, bo łączą się z
moim naturalnym zapachem. Wiesz, perfumy pachną na każdym inaczej.
- Skąd ty wiesz
takie rzeczy?
- No widzisz....
jestem pełen tajemnic, ale mogę je przed tobą obnażyć jakbyś
miała ochotę. - Powiedział przekraczając próg kuchni.
- Lepiej się nie
obnażaj Harry. Już i tak widziałem za dużo...- Mruknął Niall,
który siedział przy stole z telefonem w ręku.
- Ni, mamy lody
albo coś takiego?
- No coś pewnie
zostało.
- To wyciągaj, bo
dzisiaj zjemy je wszystkie. A potem urządzamy wspólną kąpiel, ale
nie wiem czy się zmieścisz. Dziwi mnie to, że nie ma tu żadnego
jacuzzi, tak przy okazji. Może kiedyś zasugeruję to Zaynowi.
- Ja o czymś nie
wiem? - Dopiero teraz blondyn skierował wzrok na parę i przez
moment przyglądał się im z dziwnym wyrazem twarzy, lekko
przekrzywiając głowę.
- No, Ivy od
jakichś dziesięciu minut jest moja, prawem znaleźnego. Jak to
mówią: znalezione – nie kradzione. A ja Ivy znalazłem właśnie
na korytarzu. Wyglądała jakby się tam zgubiła, więc ją
przygarnąłem. Nikt nie wpadł na część: „niech przemówi teraz
lub zamilknie na wieki”, więc nie ma roszczeń, jak mniemam. -
Szatyn wyszczerzył się w zawadiacki sposób odwracając się tyłem
do blatu kuchennego i posadził na nim dziewczynę. Po kilku minutach
z rękami zajętymi łyżeczkami, butelkami z syropem czekoladowym i
pudełkami zimnych słodkości udali się do pokoju i rozłożyli na
kanapie. Minęło trochę czasu, przez który we włosy dziewczyny
zdążyły dostać się lodowe rykoszety z łyżeczki, którą Harry
usiłował wycelować w Nialla, więc na moment ulotniła się do
kuchni, żeby pozbyć się topiącej się ozdoby, a wracając
natrafiła na Liama, który zszedł z lekko zasępioną miną, ale
gdy zobaczył Ivy uśmiechnął się lekko, stanął koło dziewczyny
i nieco przyciszonym głosem powiedział:
- Wiesz, metoda
Harry'ego może nie jest najbezpieczniejsza dla niego, ale jest dosyć
skuteczna.
- Jaka metoda?
- Sprawiania, żeby
Zayn był wyjątkowo poirytowany i zazdrosny, że przez swoją
głupotę nie może być blisko ciebie, a Harry może. Zobaczysz,
jeszcze trochę i Harry'emu się dostanie, a ciebie zaciągnie do
pokoju. - Przeszli na środek pokoju, a Ivy dopiero po chwili się
odezwała:
- Wiesz, Liam... -
Przerwała słysząc dziwny trzask, a ułamki sekundy później
złapała spojrzenie Liama i wiedziała, że coś jest nie tak.
Chłopak lekko się zachwiał i dziewczyna ledwo zdołała wesprzeć
jego bok. Nie wiedziała, co się stało, a nikt poza nią nie
zareagował, bo stali za plecami pozostałej dwójki.
-
Harry, Niall! - Była spanikowana, bo nie miała pojęcia co się
dzieje. Szatyn zrobił się blady i oddychał dużo szybciej, ale
dziwnie płytko i dopiero, gdy spojrzała na ziemię zrozumiała. Na
podłodze przed stopami chłopaka tworzyła się szkarłatna plama, a
on sam pochylony lekko w przód trzymał rękę na brzuchu.
- Idź
po niego. - Szepnął słabo zaraz przed tym, jak Harry z Niallem
chwycili go po obu stronach i zaczęli ostrożnie prowadzić do
kanapy. Dziewczynie trudno było oderwać wzrok od szkarłatnej
ścieżki znaczącej podłogę aż do miejsca, gdzie łożyli właśnie
szatyna i przez krótki moment stała w szoku zagryzając drżącą
wargę i wpatrując się w pobladłego chłopaka zanim nie zaczęła
się wycofywać w stronę drzwi, a na korytarzu ze łzami
ściekającymi po policzkach rzuciła się na schody i zaraz potem
wpadała już do pokoju bruneta.
-
Zayn... - Zaczęła, ale jej głos się załamał, uniemożliwiając
jej powiedzenie, co się stało i tylko jej oczy przekazywały mu
bezkres nieszczęścia, który czuła. W jego złym spojrzeniu
praktycznie od razu coś się zmieniło i złagodniało, gdy ją
zobaczył, ale gdy się do niej zbliżył chwyciła go za rękę i
pociągnęła za sobą na schody nie próbując już niczego mu
tłumaczyć. Nie było czasu. Nie teraz, gdy Liam był w takim
stanie. Gdy razem wpadli do salonu, zobaczyli Nialla obok Liama i
Harry'ego ze słuchawką przy uchu.
- Co
kurwa... Liam? Co jest? - Razem z Ivy, która zaciskała kurczowo
palce na jego dłoni, zbliżył się do leżącego. Brunet nachylił
się nad Liamem przez co Ivy musiała przykucnąć, ale po chwili
zrobiła kilka głębszych wdechów zaciskając oczy i puściła dłoń
Zayna nie chcąc mu przeszkadzać i wstała. Wstała i chyba tym
razem nawet nic nie słyszała przez głośne bicie serca. Ale
poczuła... nigdy w życiu nie czuła takiego pieczenia. Jakby ktoś
przycisnął do jej skóry rozżarzony kawałek metalu. Przez moment
wszystko, poza tym pieczeniem pozostawało w pomieszczeniu takie
same, chociaż przed jej oczami zamajaczyły jakieś plamy, a nogi
odmówiły jej posłuszeństwa i usłyszała słaby głos Liama:
-
Ivy... - I chyba tylko dzięki temu Zayn w ostatnim momencie złapał
ją.
-
Kurwa, okno... Przestrzelili to cholerne okno!
-
Harry, nieważne, Ivy i Liam! Kurwa mać! Mark tu jedzie? Niall,
uciskaj mu tę ranę. Mała, nie odpływaj... Patrz na mnie i nie waż
się zamykać oczu. - Pierwszy raz widziała w jego oczach strach.
Było tak źle? Zrobiło jej się niedobrze i słabo. Czuła nacisk w
okolicy obojczyka, ale nie wiedziała już dokładnie dlaczego. Nie
chciała tracić go z oczu, ale nie miała siły z tym walczyć i
zanim zdążyła otworzyć usta i coś powiedzieć, zemdlała...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz