Chodził zły i
milczący, ale tym razem nic nie mogła z tym zrobić. Nie chciała.
Nie mogła wszystkiego tak po prostu przekreślić, ale nie było
możliwości, żeby przeszła nad tym do porządku. Przesadził i to
bardzo, a ona nie wiedziała nawet czy zdawał sobie z tego sprawę.
Powiedziała Liamowi, że nie chce słuchać wyjaśnień Zayna, ale
to była tylko po części prawda. Z jednej strony chciała, żeby
brunet przyszedł i przedstawił jej jakiś super ważny powód, dla
którego to zrobił, ale mimo, że o tym myślała, nie mogła
znaleźć żadnej sensownej możliwości. Po prostu nie. Mogła
zrozumieć robienie sobie tatuażu na znak miłości do drugiej
osoby, ale robienie tatuażu komuś innemu i to wbrew jego woli było
nie do wyobrażenia. Czuła się źle, bo nie wiedziała co ma ze
sobą zrobić. Coś ją trzymało w jego domu, chociaż nie chciała
tu być. Tatuaż co prawda przestał jej dokuczać i powoli
opuchnięcie i ból zniknęły, ale nie mogła na niego patrzyć,
więc najpierw ukrywała go pod rękawami bluzy, a potem znalazła w
torbie resztkę podkładu, który okazał się na tyle kryjący, że
mogła udawać, że nie ma tam żadnego znaku. Pozostał jej tylko
jakiś milczący smutek i chęć ucieczki. Może nawet nie na zawsze,
ale przynajmniej na trochę. Musiała wyjść z jego domu. Z
frustracją odkryła, że jej torba z dokumentami jakoś tajemniczo
zniknęła i była praktycznie pewna kto był temu winien. Jeżeli
spodziewał się, że będzie chciała odejść to miał rację.
Tylko, że wcześniej za nic by go nie opuściła, a teraz miała
poważny problem, bo łapała się na rozważaniu tego. Może... może
mogłaby spróbować wrócić do domu? Minęło już trochę czasu i
jej były mógł już dawno przestać się nią przejmować...
Ivy nie odzywała
się wcale albo prawie wcale. Do Zayna nie odzywała się w ogóle, a
pozostałym odpowiadała półsłówkami. Atmosfera w domu stała się
dużo gorsza niż wtedy, gdy Zayn zniknął. Niby oczywistym było
to, że winę ponosi brunet. On jednak uparcie nie próbował
wyjaśnić niczego, co pogłębiało frustrację dziewczyny. Skoro
nawet nie próbował naprawić sytuacji, to czy w ogóle mu zależało?
Jaki był sens tego wszystkiego, skoro tylko wszystko zniszczył?
W ciągu dnia była
rozgoryczona, ale w nocy, przez sen nieświadomie płakała. Kolejne
dni budziła się z bólem głowy i zapuchniętymi oczami.
Potrzebowała wyjść. Musiała znaleźć się poza ścianami tego
domu. W końcu zdecydowała się ubrać kurtkę i pchnęła drzwi,
które mimo przekręcenia zamków, nie poddały się. Było koło
południa i Zayna ani Liama nie było, ale w kuchni słychać było
szmery, więc skierowała się tam odszukać Nialla.
- Dlaczego drzwi
są zamknięte? - Blondyn milczał. - Dlaczego?
- On nie chce,
żebyś znowu... - Mruknął w końcu cicho, a Ivy otworzyła szerzej
oczy.
- Żartujesz,
prawda? To jest chore. Niall, otwórz drzwi. Zwariuję jak nie wyjdę.
- Ale...
- Ten psychopata
zabrał mi torbę z dokumentami i pieniędzmi, więc jak wyobrażasz
sobie moje wyjście gdzieś dalej?
- Ivy, chciałbym
ci pomóc, ale...
- To otwórz mi
drzwi! Ni, ja tu zwariuję! - Głos dziewczyny łamał się,
niebezpiecznie zbliżając się do płaczu. Nie mogła wytrzymać i
chciała chociaż jakiegoś drobnego wsparcia.
- No, ale... nie
zrobisz nic głupiego?
- Co mam zrobić?
Traktuje mnie jak dziecko... nie mam tu prawa do decydowaniu nawet o
sobie...
- Ok, chodź. -
Blondyn wstukał jakiś kod w niewielkim panelu przy drzwiach, który
dziewczynie wydawał się być po prostu interkomem, ale najwyraźniej
miał też inne funkcje. Patrzył na nią niepewnie, jakby obawiał
się, że zacznie uciekać. Jej to jednak wystarczyło. Przynajmniej
na razie. Poczuła jak owiewa ją świeże, chłodne powietrze i
zrobiła zaledwie trzy kroki schodząc ze schodków, na których
przycupnęła. Chłopak stał za jej plecami nie wiedząc, czy jego
obecność jest pożądana i już chciał jej dać chwilę swobody i
odwrócić się, gdy zatrzymały go jej ciche słowa.
- Dlaczego on mi
to robi? - Nie miał nawet pewności, czy mówiła do niego czy do
siebie, bo ledwo usłyszał jej smutny ton. - Ni, ja nie chciałam
takiego związku... Odejście od byłego to nic... tylko, że on nie
sprawił nigdy, że tak naprawdę mu zaufałam, nie kochałam go...
Dlaczego mówił, że tęsknił, skoro teraz jest mu wszystko jedno?
- Nie jest. -
Zszedł i powoli usiadł obok niej.
- Po tym jak
wrócił... to w jaki sposób mówił do mnie... naprawdę myślałam,
że on jest tym jednym. Że czujemy to samo... - Westchnęła i przez
dłuższą chwilę milczała. - Chciałabym wrócić do rodziny.
- Ivy, zastanów
się nad tym.
- Ni, robię to
bez przerwy i już mam tego dość... Nie zanosi się na jakąkolwiek
zmianę... Nawet nie spróbował mi wytłumaczyć... przeprosić...
nic. Zrobił mi krzywdę i tu nawet nie chodzi o sam tatuaż... Ja
naprawdę... zrobiłabym dla niego wszystko, a on zrobił co chciał,
zdradził moje zaufanie i zachowuje się jakby nic się nie stało...
jakbym nie istniała i nie miała dla niego znaczenia...
- On... miałem
ochotę go zabić jak cię zostawił bez słowa i pojechał... to
samo czułem ostatnio, gdy pojawił się Joe i powiedział, że
będzie tobie robić tatuaż i siedziałaś tam na jego kolanach
niczego nieświadoma... tylko, że on im bardziej mu zależy, tym
robi dziwniejsze rzeczy... chyba gorzej niż przeciętny człowiek
reaguje na te dobre emocje...
- Ale wcześniej
był mi w stanie coś powiedzieć. Teraz milczy.
- Myślę, że się
boi. Może to, co zrobił było impulsem, a teraz boi się
konsekwencji.
- Potrzebuję
przestrzeni. Dopóki on nie zdecyduje się na cokolwiek, nie mam co
tu robić. Poza tym, myślę... myślę, że jakby chciał, to bez
problemu wszedłby do mojego pokoju i zabrał do siebie. Zrobiłby
coś. Cokolwiek. A on odpuścił.
- Wierz mi, nie
odpuścił. Nie wiesz co powiedział, jak byłaś raz w pokoju na
górze...
- Co? - Dziewczyna
spojrzała w jego niebieskie oczy, ale on szybko spuścił wzrok na
swoje kolana.
- N-nie mogę ci
powiedzieć, ale on cię nie może stracić, tylko chyba... jest w
takiej pozycji, że nie wie co zrobić i dlatego nic nie robi.
- A w jakiej
pozycji ja jestem? Jaki sens ma dla niego moja obecność tu, skoro
to tak wygląda?
- Myślę, że
chce cię chronić i boi się, co mogłoby ci się stać, gdybyś
odeszła.
- Chronić? A
przed jego idiotycznymi pomysłami kto mnie obroni? Nie chcę być w
związku, w którym nie jesteśmy równi... już raz w takim byłam i
zaczynam się powoli czuć podobnie jak wtedy. Czy on nie rozumie, że
takim zachowaniem tylko sprawia, że bardziej chcę uciec?
Po słowach
dziewczyny oboje zamilkli i siedzieli tak do momentu, gdy przed bramą
pojawił się czarny samochód Zayna. Gdy brama się otwierała, a
pojazd zaczął się do nich zbliżać, Ivy westchnęła cicho i
wstała mrucząc „dzięki, Ni”. Zanim brunet z Liamem znaleźli
się w domu, szatynka już siedziała w swoim pokoju. Słyszała, jak
na korytarzu na dole rozległ się warczący głos bruneta, jednak
szmery innych głosów szybko go uciszyły. Dom ponownie zagłębił
się w ciszy, a ją znowu zalała fala frustracji. Mógł odwalać
takie cyrki na początku ich znajomości, a nie teraz. Wtedy bez
problemu wzięłaby torbę i już by jej nie było. Ale teraz... to
wszystko było za trudne... Jedna część jej mózgu mówiła
„uciekaj!”, druga żądała kary za zdradę, przynajmniej
w postaci wymierzonego policzka, trzecia chciała wyjaśnień,
chciała znać powód tego wszystkiego. Ale gdzieś za tym wszystkim
był cichy, ale mocny głos, który chyba najbardziej ją frustrował
i irytował: „nie możesz go stracić”. On sam się
tracił, myślała ze złością. Tak jak on nie mógł jej zmusić
do zostania, tak ona nie mogła magicznie zmienić chłopaka, żeby
zachowywał się inaczej. Czuła się źle. Czuła się zniewolona i
ograniczona przez bruneta. Nie mogła pozwolić, żeby zamknął ją
w tym domu i trzymał pod kluczem jak jej były. To nie mogło się
powtórzyć. Musiała się stąd wyrwać i jakoś oczyścić głowę.
Spojrzeć z dystansu, nawet niewielkiego. Nie zamierzała dać mu
kontrolować jej życia i decyzji. Po prostu musiała się wydostać.
Musiała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz