niedziela, 21 października 2018

.46

Znowu wszystko wydawało się być na swoim miejscu. Wydawało się, że Ivy i Zayn tworzą cudowną parę, a w domu panuje ten dobry rodzaj spokoju. Liam, Niall i Harry cieszyli się z powrotu bruneta i odzyskania przez dziewczynę nastroju. Wreszcie było dobrze...
Tylko, że oni tego nie czuli. Oboje bali się tego, co nastąpi po powrocie chłopaka do pracy. W głowie Ivy czaił się strach przed jego ponownym zniknięciem, a on przeżywał to, co mogłoby się stać dziewczynie, gdyby wyszła sama z domu, albo nawet w domu... Przecież już raz ich znajomy jej zagroził... Nie chciał zostawiać jej samej i nawet zaczął zastanawiać się, czy nie lepiej byłoby ją zabierać do pracy ze sobą. Tam przynajmniej była ochrona na okrągło, kamery i kupa znanych i zależnych od niego ludzi. Z jednej strony wiedział, że to irracjonalne, ale ten dziwny strach był niezależny od niego. Przypałętał się razem z nią, a teraz rósł karmiony jego uczuciem do dziewczyny.
Zayn nie powiedział dziewczynie, że musi wrócić. Chciał to przeciągnąć tyle, ile tylko mógł. Zabronił też mówić pozostałym domownikom. Wiedział, że szatynka spodziewała się tego prędzej czy później, a dzięki temu, że nie wiedziała, że to już, przynajmniej przespała spokojnie noc przytulona do jego boku. Zayn natomiast spędził bezsenną noc, która nie była frustrująca tylko dlatego, że miał ją blisko i mógł lekko gładzić jej plecy czując miękką, ciepłą skórę pod palcami. Nieubłaganie zbliżał się jednak świt i wiedział, że nie może wyjść bez słowa, więc zaczął delikatnie całować swoją towarzyszkę po szyi, aż doczekał się reakcji z jej strony w postaci cichego chichotu.
- Zayn... dlaczego nie śpisz?
- Mała... nie bądź zła, ale nie powiedziałem ci o czymś.
- Co? - Ivy rozbudziła się słysząc wahanie w jego głosie.
- Przepraszam, mała, ale muszę dziś wyjść.
- Och... ale wrócisz wieczorem?
- Tak. Myślę, że nawet wcześniej.
- Czemu wcześniej nie powiedziałeś?
- Bo wiem co się z nami dzieje... A tak przynajmniej spokojnie spałaś. - Uśmiechnął się, a jego słowa sprawiły, że Ivy odwzajemniła uśmiech, bo wiedziała, co miał na myśli.
- A ty nie spałeś w ogóle? - Chłopak nie odpowiedział, tylko wziął jej dłoń i lekko pocałował.
- Ktoś cię musiał pilnować. - Mruknął i z cichym westchnieniem usiadł na łóżku. Przebiegł palcami przeczesując włosy i skierował się do łazienki.
- Spieszysz się? - Zanim sięgnął do klamki zatrzymał go jej głos.
- Nie jakoś bardzo, a co?
- To idę z tobą. - Dziewczyna wyplątała się z pościeli i podążyła za chłopakiem, który obserwując ją z lekkim uśmiechem dał się złapać za rękę i oblizując wargi wciągnął Ivy do łazienki.

Miała takie dziwne poczucie przez czas, kiedy Zayna nie było. Bo wiedziała, że zniknął jej tylko na parę godzin. Ale wiedziała też, że nie ma go na wyciągnięcie ręki, więc mimo wszystko łapała się na wsłuchiwaniu się w ciszę, która powinna w jakimś momencie dać znać jakimś szmerem, że brunet wrócił. Po prostu chciała go z powrotem. Jego nieobecność jakoś ciągle uświadamiała jej jak bardzo go potrzebuje obok.
- Ivy? - Niall pojawił się w kuchni, gdzie siedziała na ladzie w pobliżu okna z zawieszonym spojrzeniem gdzieś na szarych chmurach. - Wstałaś już?
- Tak, wstawałam z Zaynem.
- Czyli wiesz, że pojechał do pracy, tak?
- Tak. - Chłopak patrzył na nią nieco niepewnie, przez co się uśmiechnęła. - Spokojnie, wiem i chyba jakoś przeżyję jego nieobecność.
- Aha. No to dobrze. - Blondyn uśmiechnął się i rozejrzał po kuchni. - Ivyyy.... jak tak tu sobie siedzisz.... może chciałabyś... wiesz... zrobić mi jakieś naleśniki czy coś? - Dziewczyna uśmiechnęła się i zeskoczyła na podłogę.
- Pewnie.

Brunet pojawił się w domu popołudniu i chyba z powodu nieprzespanej nocy wydawał się trochę nieprzytomny, przez co dziewczyna chciała pociągnąć go do jego pokoju i przypilnować, żeby chociaż chwilę się przespał, ale chłopak pokręcił głową mrucząc pod nosem, że może później. Znalazł jej usta i przykleił się do niej, powoli ją całując, chociaż ciągle stali na korytarzu, a potem zamiast na piętro, popchnął ją lekko do salonu. Zayn usiadł na krześle przy stole i pociągnął Ivy na kolana. Zamknął ją w swoich ramionach, chwycił jej prawą dłoń i oparł brodę na ramieniu dziewczyny. Po chwili usłyszeli trzask drzwi i jakieś szmery. Chłopak jakby mocniej ścisnął jej rękę podczas gdy prawą zahaczył o rękaw jej bluzy i podciągnął go do łokcia. Podniósł jej dłoń i pocałował lekko wnętrze jej nadgarstka. Dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie na taki delikatny gest ze strony chłopaka i przekręciła głowę, żeby dać mu buziaka w lekko zarośnięty policzek. Lubiła takie drobne gesty z jego strony. Po chwili oparł jej rękę z powrotem o stół i delikatnie chwycił drugą dłonią za jej łokieć zamykając ją jeszcze mocniej w swoich ramionach i pocałował jej szyję. Ciszę w pokoju przerwały odgłosy kroków i rozmowy. Oczom Ivy ukazał się nieznany chłopak, ubrany w czarne spodnie i szary luźny bezrękawnik, dzięki któremu było widać wytatuowane ramiona. Zaraz za chłopakiem szli Niall i Liam. Prowadzili rozmowę przyciszonymi głosami, ale gdy uchwycili na sobie wzrok pary siedzącej przy stole ucichli. Niall rzucił bardzo krótkie spojrzał dziewczynie i zaraz bąknął, że musi coś zrobić i szybko zniknął na korytarzu, a Liam z lekko zmarszczonymi brwiami zawiesił wzrok na brunecie, pokręcił nieznacznie głową i z westchnieniem odszedł.
- Siema Zayn. - Przywitał się nowo przybyły chłopak i spojrzał z ciekawością na szatynkę.
- Hej Joe. Ivy to Joe. - Powiedział cicho brunet. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko do chłopaka, ale nie mogła podać mu ręki, bo Zayn jeszcze mocniej ścisnął jej dłoń i nie wyglądało na to, żeby chciał ją puścić. Chłopak przyciągnął sobie bliżej krzesło i usiadł na nim, otworzył torbę i wyciągnął z niej kilka dziwnych przedmiotów. Spojrzał na Zayna i zapytał jakby chcąc coś potwierdzić:
- Tak samo? - Brunet tylko skinął głową. Ivy zaczęła się trochę niepokoić temu dziwnemu zachowaniu chłopaków.
- Zayn, może ja was zostawię? - Zapytała patrząc jak Joe zakłada rękawiczki.
- Raczej nie. - Mruknął cicho i zacieśnił uścisk na jej dłoni i łokciu. Joe wyciągnął jakiś jakby długopis, który zbliżył do nadgarstka dziewczyny. Chciała cofnąć rękę, ale dłonie Zayna uniemożliwiły jej to.
- Zayn, co...? - Zaczęła chcąc wyjaśnień, ale zabrakło jej słów, gdy zobaczyła jak na prawej stronie jej nadgarstka powstaje wzór trochę przypominający jej jakiś celtycki symbol, a trochę jakby pismo arabskie. Po zaledwie krótkiej chwili chłopak oderwał pisak od jej skóry i spojrzał na bruneta.
- Może być? - W odpowiedzi znowu dostał skinięcie głową. Ivy patrzyła jak chłopak otwiera niewielki pojemniczek wypełniony jakąś czarną substancją. Coraz mniej jej się to podobało, więc zaczęła się wykręcać z uścisku wciąż milczącego bruneta. Nie przyniosło to zamierzonych skutków, bo chłopak od początku tak ją otoczył ramionami, że była unieruchomiona już w momencie, gdy usiadła na kolanach bruneta. Jakby to planował. Nawet odsłonił jej nadgarstek. Gdy próbowała pozbyć się jego uścisku, Joe wziął do rąk dziwnie wyglądający przedmiot i dopiero wtedy Ivy domyśliła się co ma zamiar zrobić.
- Zayn, ja cię zabije jak on dotknie tym mojej ręki. - Powiedziała drżącym głosem obserwując jak chłopak zanurza maszynkę w czarnej substancji, która okazała się być czarnym tuszem. - Zayn, Zayn, proszę cię, puść mnie. - Podjęła kolejną próbę wydostania się, ale brunet pozostał niewzruszony.
- Mogę zaczynać? - Usłyszała pytanie skierowane do Zayna.
- Nie! Nie zbliżaj tego do mnie! - Prawie krzyknęła z rosnącą rozpaczą brzmiącą w głosie.
- Tak, stary, pospiesz się. - Powiedział obojętnym głosem.
- Zayn, przysięgam ci, nie odezwę się więcej do ciebie jak mi to zrobisz!
Oznaką jej przegranej, smutku i złości były łzy, które spłynęły po jej policzkach, gdy tylko igła dotknęła jej skóry. Tatuaż. Będzie miała tatuaż. I to w dodatku wzór, który zawsze będzie jej przypominać o idiocie, na którego kolanach siedziała. Po kilkudziesięciu minutach Joe przetarł niewielki wzór jakąś wilgotną szmatką, posmarował czymś i zakrył opatrunkiem. Zaczął coś mówić o tym, co ma robić z tatuażem, ale dziewczyny to nie obchodziło. Wpatrywała się nieobecnym wzrokiem w swój nadgarstek i milczała, ciągle myśląc o tym, jak mógł jej to zrobić. Nie zapytał nawet. Ba! Nawet jej nie poinformował. Zdradził ją ten, któremu najbardziej ufała i którego kochała... Gdy Zayn w końcu rozluźnił ramiona i odchylił się nieco do tyłu, wyraźnie rozluźniając całe ciało, jakby wcześniej był bardzo spięty, Ivy szybko z tego skorzystała i wyrwała się chłopakowi. On jednak siedział spokojnie, chyba spodziewając się takiej reakcji z jej strony. W korytarzu naciągnęła w błyskawicznym tempie buty i chwyciła rzuconą przez któregoś z chłopaków bluzę. Otworzyła drzwi i przebiegła przez trawnik. Nagle poczuła, że musi oddalić się od niego. Nie będzie świnia robił co chce, nie pytając nawet o zdanie. Domyślała się, że brama będzie zamknięta, ale na wszelki wypadek pchnęła ją. Metal ani drgnął zgodnie z jej przypuszczeniami. Podziękowała wtedy za umiejętności współpracy z pionowymi metalowymi elementami i dokładnie tak jak wspinała się na rurę, w krótką chwilę pokonała ogrodzenie i zeskoczyła na chodnik po zewnętrznej stronie posiadłości. Może to było dziecinne zachowanie, ale było jej kompletnie wszystko jedno, byle pokazać czarnowłosemu, że nie ma prawa tak się wszystkim rządzić. Rzuciła się biegiem w dół ulicy. Będę biec dopóki nie padnę. Taki był jej plan. Wszystko jedno, że nie znała okolicy. Biegła, bo wiatr osuszał jej policzki, brodę i dekolt z łez. Biegła, żeby nie musieć się oglądać za siebie. Gdy zaczynało brakować jej sił i powietrza w płucach, dotarła do dużego parku. Przebiegła kawał już opustoszałego parku aż doszła nad staw. Tam znalazła drzewo o dosyć gęstej koronie i kilku niższych gałęziach i wspięła się na nie. Była wściekła na Zayna, ale nie zamierzała robić z siebie łatwego celu dla ewentualnych przechodniów, którzy czuliby się bardzo samotni tej nocy. Gdy dotarła na odpowiednią bezpieczną i zakrytą pozycję, przewiesiła obie nogi, siadając okrakiem na gałęzi i oparła się plecami o pień drzewa. Pozwoliła opaść głowie do tyłu i przymknęła oczy. Nadal nie była w stanie kontrolować spływających po policzkach łez. Siedziała tak jakiś czas uspokajając oddech. Musiała minąć blisko godzina od kiedy wyleciała z domu. Nie słyszała żadnego odgłosu wybijającego się poza szum drzew i oddalonych samochodów, aż do momentu gdy coś zabuczało i poczuła wibracje telefonu, który ze zdziwieniem odkryła w kieszeni. Przyjrzała się urządzeniu i stwierdziła, że musiała porwać bluzę Nialla. Spojrzała na wyświetlacz. Spadaj Zayn. Odrzuciła połączenie. Mówiłam, że nie będę z tobą gadać. Telefon kilka razy jeszcze wibrował, aż usłyszała jakieś głosy i go wyłączyła. Głosy, bez wątpienia męskie, prowadziły przyciszoną rozmowę. Ivy zaczęła nasłuchiwać, gdy mężczyźni zbliżyły się do jej kryjówki.
- ... ale jesteś pewny, że tutaj? To trochę daleko...
- Tak, Will. Już ci mówiłem. Powiedział wyraźnie. Zresztą oni szukają bliżej domu, my mamy się rozejrzeć tu. Podobno leciała w lewo od posesji. Któryś z chłopaków, pewnie Dave, szuka u siebie i w okolicy. Centrum handlowe też jest przez kogoś obstawione.
- Skąd wiesz, gdzie poszła?
- Ktoś ją widział. Wiesz, laska jest niezła, a ryczała jak uciekała. Ktoś ją zapamiętał.
- Nie mogła zwiewać wczoraj albo jutro? Impreza u Neila nam przepada. - Mruknął Will z niezadowoleniem.
- Wolałbyś urządzać poszukiwania na kacu czy może wczoraj w deszczu? - Zaśmiał się drugi mężczyna.
- Kurwa. Mógł ją zamknąć czy coś. Nikt mu wcześniej nie uciekł. Ma to całe pancerne ogrodzenie, które jest ciągle zamknięte na cztery spusty i monitoring. Może ona mu się gdzieś tam ukryła?
- Nie wkurwiaj mnie Will. Myślisz, że nie sprawdzili...? - Ich głosy oddaliły się, tak, że Ivy rozróżniała tylko pojedyncze słowa. On na prawdę to zrobił... Kazał mnie szukać. Gdy już w ogóle nie nie słyszała głosów włączyła telefon z powrotem. Zobaczyła kilka kolejnych prób połączenia, ale je zignorowała. Spojrzała sfrustrowana na prawy nadgarstek, który ją bolał. Podważyła opatrunek z jednej strony, żeby przyjrzeć się nieszczęsnej pamiątce. Skóra wokół była zaczerwieniona, a na opatrunku były ślady krwi. Przez kilka minut wpatrywała się w czarny wzór, jakby jej intensywny wzrok mógł wywabić tusz z jej jasnej skóry. W oczach znowu zebrały się jej łzy. Dlaczego ja? Czuła się okropnie. Miała przez niego cholerny mętlik w głowie. Nie mogła zaprzeczyć, że go kocha. Tylko czemu musiał to wszystko jeszcze bardziej skomplikować? To co zrobił tak bardzo naruszyło jej zaufanie do chłopaka, że nie wiedziała jak miałaby teraz spojrzeć mu w oczy albo dotknąć. Jakby wbił jej nóż w serce. Powinna go znienawidzić za to, jak ją potraktował – jakby była przedmiotem, z którym można zrobić cokolwiek, nie przejmując się jego uczuciami, bo przecież przedmioty ich nie mają...Problemem było tylko to, że jej serce i tak było jego... Jakkolwiek by teraz nie wypierała tej myśli to miała ochotę się rozpłakać.
Jej telefon znowu zawibrował ogłaszając , że ktoś znowu próbuje się do niej dodzwonić. Zakleiła opatrunek tak jak był wcześniej i wyciągnęła telefon z kieszeni. Liam. On wiedział, musiał wiedzieć. Dlatego tak szybko zniknął i patrzył dziwnie na Zayna. Czy na prawdę nikt się mu tam nie stawia? To, że z nim mieszkają to nie znaczy, że we wszystkim mają mu potakiwać.
  • Czego chcesz? - zapytała niezbyt przyjaznym tonem, pamiętając, że powinni byli ją ostrzec przed planami Zayna.
  • Ivy, gdzie jesteś? - Usłyszała zmartwionym głosem Nialla.
  • Jestem tam gdzie was nie ma.
  • Słuchaj, przyjedziemy po ciebie tylko powiedz gdzie.
  • On tam jest?
  • Zayn? Tak.
  • Naprawdę Niall, nie mam ochoty przebywać w jego pobliżu. Niech powie kolegom, żeby mnie nie szukali.
  • Kolegom?
  • Nie miej takiego zdziwionego tonu, ok? Naprawdę kazał komuś mnie szukać? Powiedz mu, żeby spadał. I tak nigdzie z nimi nie pójdę.
  • Ivy... Co... - Zayn. Jego głos brzmiał dziwnie. Jakby napięty, zdenerwowany. Nie słyszała czego od niej chciał, bo się rozłączyła. Ostrzegała go. Mówiła, że się do niego nie odezwie. Po chwili na ekranie znowu pokazało się imię Liama. Odebrała, ale słowem się nie odezwała.
  • Ivy? Jesteś tam? - Usłyszała w końcu głos blondyna. Na niego była trochę zła, ale była z nim w stanie rozmawiać.
  • Mówiłam mu, że nie będę z nim rozmawiać, więc nie dawaj mu telefonu.
  • Ivy, błagam cię, powiedz mi gdzie jesteś. Jest późno, robi się niebezpiecznie.
  • No patrz. Jakoś tu gdzie jestem czuję się bezpieczniej niż u was w domu. A ty mogłeś mi powiedzieć...
  • Ivy, przepraszam, ale nie mogłem.
  • Jasne, Niall. - Powiedziała coraz bardziej zła i się rozłączyła.
Zrobiło się naprawdę późno, ale na szczęście konary i liście chroniły dziewczynę przed wiatrem. Kolejne minuty mijały, gdy dziewczyna próbowała wymyślić co ma teraz zrobić. Jej torba ze wszystkimi dokumentami i pieniędzmi została u chłopaków, więc musiałaby ją odzyskać, żeby się gdziekolwiek ruszyć. Poza tym, że boleśnie uświadamiała sobie jak mało prawdopodobne jest odzyskanie torby bez wpadania na bruneta, to jej ręka coraz bardziej piekła i bolała. Gdy się jej przyjrzała zobaczyła, że jej nadgarstek jest opuchnięty. Po mniej więcej godzinie narastania bólu, opuchlizny i temperatury skapitulowała i postanowiła wyciągnąć telefon.
- Tak? - Usłyszała spokojny głos w słuchawce.
- Liam... - Zaczęła dosyć łamiącym się głosem.
- Ivy? Gdzie jesteś? Wszyscy cię szukamy...
- Jesteś sam?
- Jestem z Harrym... Gdzie jesteś?
- Mógłbyś coś dla mnie zrobić?
- Jasne, mów.
- Tylko proszę cię, nie mów Zaynowi, bo jak na razie mam go dosyć, ok?
- No, dobra. - Jakby z wahaniem odpowiedział szatyn.
- Mógłbyś przyjechać do parku De Gaulle'a i przywieźć mi jakieś mocne tabletki przeciwbólowe i butelkę wody?
- Tabletki i wodę? Jasne... Chcesz żebym sam przyjechał, czy Harry nie będzie ci przeszkadzał?
- Możesz z nim, tylko bez tamtego idioty, błagam cię. Jakbyś mógł przyjść gdzieś w okolice stawu to byłoby super.
- Ok, to będziemy za jakieś dwadzieścia minut, ok?
- Ok, dzięki Liam.
Po piętnastu minutach postanowiła zejść na ziemię, bo już od dłuższego czasu nie słyszała żadnych ludzi. Na dole wydało jej się, że jest chłodniej niż na drzewie. Podeszła do pobliskiej ławki i usiadła na oparciu. Po kilku minutach, w ciągu których zrobiło się jej zimno i zaczęła się lekko trząść, zobaczyła dwie postacie zmierzające w jej stronę. Miała szczerą nadzieję, że to oni, bo nie chciało jej się znowu uciekać na drzewo, tym bardziej przy stanie jej ręki.
- Ivy? - Liam i Harry zatrzymali się przed dziewczyną. - Słuchaj, może pójdziemy do auta, bo tu jest dosyć chłodno, co? - Dziewczyna skinęła głową na znak zgody. Przeszli przez park, dochodząc prawie do bramy w ciszy, jakby nikt nie wiedział co ma powiedzieć. W końcu odezwał się Liam.
- Ivy, Zayn... - Zaczął, ale dziewczyna mu przerwała.
- Nie wypowiadaj przy mnie tego imienia, bo wrócę z powrotem do parku. Nie chcę o nim słyszeć. - Powiedziała z mieszającymi się złością, smutkiem i zawiedzeniem. Szatyn zamilkł dopóki nie doszli do auta, które zaparkowane było naprzeciw wejścia. Chłopak odblokował samochód i otworzył dziewczynie drzwi, a ona wślizgnęła się na miejsce z tyłu. Czekała chwilę, aż Liam i Harry ulokują się z przodu.
- Liam, masz te tabletki?
- Jasne, już ci je daję... A co się stało? Głowa cię boli, czy... jesteś kiepsko ubrana jak na taką temperaturę... pewnie się rozchorujesz po takim czasie na dworze...
- Czemu głowa ma mnie boleć?
- No wiesz, tak się często zaczyna przeziębienie. - Powiedział podając jej tabletki.
- Nie boli mnie głowa. - Rzuciła marudnym tonem. - Boli mnie przez Z... przez niego. - Wyciągnęła w ich stronę prawą rękę.
- O kurwa... - Obaj jak na zawołanie zaklęli. Liam lekko ujął jej dłoń, ale dziewczyna szybko ją cofnęła, gdy jego palce dotknęły bolącego miejsca.
- Słuchaj, ktoś to musi obejrzeć.
- Masz na coś uczulenie?
- Wiesz, jakoś jeszcze nikt mi siłą nie próbował nakłuć żadnej części ciała igłą uwalaną w tuszu, więc jakoś nigdy się nie zastanawiałam nad tym... - Powiedziała mając nadzieję, że sarkazm w jej głosie jest słyszalny.
- Zayn cię nie zapytał?
- Jakoś chyba wypadło mu z głowy, żeby w ogóle zapytać czy chciałabym mieć tatuaż.
- A Joe? On przyszedł, prawda?
- Kochany Joe wziął pod uwagę wszyyyystkie moje uwagi i zastrzeżenia, tak uważnie mnie słuchał gdy mówiłam mu, że nie chcę żeby zbliżał się do mojej ręki... A nie, czekaj, jedyne co wziął pod uwagę to to czy Zaynowi odpowiada miejsce i wzór i bardzo uważnie go słuchał, jak kazał mu się pospieszyć. Ja nie wiem co jest z wami nie tak! To jest nielegalne! Dlaczego wszyscy robią to co wielki pan chce?!
- Ivy, to nie jest takie proste...
- Co wyrzuci was z domu jak mu się postawicie? - Liam już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale szatynka kontynuowała - Nieważne zresztą... Chcę tylko odzyskać torbę i już mnie nie ma.
- On nie pozwoli, żebyś...
- I wracamy do punktu wyjścia Harry. On nie ma prawa tak się rządzić, a wy nie powinniście wykonywać tak bezkrytycznie jego poleceń.
- Ivy, po pierwsze, nigdzie nie znikasz, bo ktoś musi zobaczyć twoją rękę. Czekaj, ja już dzwonię, i kogoś złapię. - W spokojny ton głosu Liama wkradł się niepokój i napięcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz