Znowu
wszystko wydawało się być na swoim miejscu. Wydawało się, że
Ivy i Zayn tworzą cudowną parę, a w domu panuje ten dobry rodzaj
spokoju. Liam, Niall i Harry cieszyli się z powrotu bruneta i
odzyskania przez dziewczynę nastroju. Wreszcie było dobrze...
Tylko,
że oni tego nie czuli. Oboje bali się tego, co nastąpi po powrocie
chłopaka do pracy. W głowie Ivy czaił się strach przed jego
ponownym zniknięciem, a on przeżywał to, co mogłoby się stać
dziewczynie, gdyby wyszła sama z domu, albo nawet w domu... Przecież
już raz ich znajomy jej zagroził... Nie chciał zostawiać jej
samej i nawet zaczął zastanawiać się, czy nie lepiej byłoby ją
zabierać do pracy ze sobą. Tam przynajmniej była ochrona na
okrągło, kamery i kupa znanych i zależnych od niego ludzi. Z
jednej strony wiedział, że to irracjonalne, ale ten dziwny strach
był niezależny od niego. Przypałętał się razem z nią, a teraz
rósł karmiony jego uczuciem do dziewczyny.
Zayn
nie powiedział dziewczynie, że musi wrócić. Chciał to
przeciągnąć tyle, ile tylko mógł. Zabronił też mówić
pozostałym domownikom. Wiedział, że szatynka spodziewała się
tego prędzej czy później, a dzięki temu, że nie wiedziała, że
to już, przynajmniej przespała spokojnie noc przytulona do jego
boku. Zayn natomiast spędził bezsenną noc, która nie była
frustrująca tylko dlatego, że miał ją blisko i mógł lekko
gładzić jej plecy czując miękką, ciepłą skórę pod palcami.
Nieubłaganie zbliżał się jednak świt i wiedział, że nie może
wyjść bez słowa, więc zaczął delikatnie całować swoją
towarzyszkę po szyi, aż doczekał się reakcji z jej strony w
postaci cichego chichotu.
-
Zayn... dlaczego nie śpisz?
-
Mała... nie bądź zła, ale nie powiedziałem ci o czymś.
- Co?
- Ivy rozbudziła się słysząc wahanie w jego głosie.
-
Przepraszam, mała, ale muszę dziś wyjść.
-
Och... ale wrócisz wieczorem?
-
Tak. Myślę, że nawet wcześniej.
-
Czemu wcześniej nie powiedziałeś?
- Bo
wiem co się z nami dzieje... A tak przynajmniej spokojnie spałaś.
- Uśmiechnął się, a jego słowa sprawiły, że Ivy odwzajemniła
uśmiech, bo wiedziała, co miał na myśli.
- A
ty nie spałeś w ogóle? - Chłopak nie odpowiedział, tylko wziął
jej dłoń i lekko pocałował.
-
Ktoś cię musiał pilnować. - Mruknął i z cichym westchnieniem
usiadł na łóżku. Przebiegł palcami przeczesując włosy i
skierował się do łazienki.
-
Spieszysz się? - Zanim sięgnął do klamki zatrzymał go jej głos.
- Nie
jakoś bardzo, a co?
- To
idę z tobą. - Dziewczyna wyplątała się z pościeli i podążyła
za chłopakiem, który obserwując ją z lekkim uśmiechem dał się
złapać za rękę i oblizując wargi wciągnął Ivy do łazienki.
Miała
takie dziwne poczucie przez czas, kiedy Zayna nie było. Bo
wiedziała, że zniknął jej tylko na parę godzin. Ale wiedziała
też, że nie ma go na wyciągnięcie ręki, więc mimo wszystko
łapała się na wsłuchiwaniu się w ciszę, która powinna w jakimś
momencie dać znać jakimś szmerem, że brunet wrócił. Po prostu
chciała go z powrotem. Jego nieobecność jakoś ciągle
uświadamiała jej jak bardzo go potrzebuje obok.
-
Ivy? - Niall pojawił się w kuchni, gdzie siedziała na ladzie w
pobliżu okna z zawieszonym spojrzeniem gdzieś na szarych chmurach.
- Wstałaś już?
-
Tak, wstawałam z Zaynem.
-
Czyli wiesz, że pojechał do pracy, tak?
-
Tak. - Chłopak patrzył na nią nieco niepewnie, przez co się
uśmiechnęła. - Spokojnie, wiem i chyba jakoś przeżyję jego
nieobecność.
-
Aha. No to dobrze. - Blondyn uśmiechnął się i rozejrzał po
kuchni. - Ivyyy.... jak tak tu sobie siedzisz.... może chciałabyś...
wiesz... zrobić mi jakieś naleśniki czy coś? - Dziewczyna
uśmiechnęła się i zeskoczyła na podłogę.
-
Pewnie.
Brunet
pojawił się w domu popołudniu i chyba z powodu nieprzespanej nocy
wydawał się trochę nieprzytomny, przez co dziewczyna chciała
pociągnąć go do jego pokoju i przypilnować, żeby chociaż chwilę
się przespał, ale chłopak pokręcił głową mrucząc pod nosem,
że może później. Znalazł jej usta i przykleił się do niej,
powoli ją całując, chociaż ciągle stali na korytarzu, a potem
zamiast na piętro, popchnął ją lekko do salonu. Zayn
usiadł na krześle przy stole i pociągnął Ivy na kolana. Zamknął
ją w swoich ramionach, chwycił jej prawą dłoń i oparł brodę na
ramieniu dziewczyny. Po chwili usłyszeli trzask drzwi i jakieś
szmery. Chłopak jakby mocniej ścisnął jej rękę podczas gdy
prawą zahaczył o rękaw jej bluzy i podciągnął go do łokcia.
Podniósł jej dłoń i pocałował lekko wnętrze jej nadgarstka.
Dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie na taki delikatny gest ze
strony chłopaka i przekręciła głowę, żeby dać mu buziaka w
lekko zarośnięty policzek. Lubiła takie drobne gesty z jego
strony. Po chwili oparł jej rękę z powrotem o stół i delikatnie
chwycił drugą dłonią za jej łokieć zamykając ją jeszcze
mocniej w swoich ramionach i pocałował jej szyję. Ciszę w pokoju
przerwały odgłosy kroków i rozmowy. Oczom Ivy ukazał się
nieznany chłopak, ubrany w czarne spodnie i szary luźny
bezrękawnik, dzięki któremu było widać wytatuowane ramiona.
Zaraz za chłopakiem szli Niall i Liam. Prowadzili rozmowę
przyciszonymi głosami, ale gdy uchwycili na sobie wzrok pary
siedzącej przy stole ucichli. Niall rzucił bardzo krótkie spojrzał
dziewczynie i zaraz bąknął, że musi coś zrobić i szybko zniknął
na korytarzu, a Liam z lekko zmarszczonymi brwiami zawiesił wzrok na
brunecie, pokręcił nieznacznie głową i z westchnieniem odszedł.
-
Siema Zayn. - Przywitał się nowo przybyły chłopak i spojrzał z
ciekawością na szatynkę.
- Hej
Joe. Ivy to Joe. - Powiedział cicho brunet. Dziewczyna uśmiechnęła
się lekko do chłopaka, ale nie mogła podać mu ręki, bo Zayn
jeszcze mocniej ścisnął jej dłoń i nie wyglądało na to, żeby
chciał ją puścić. Chłopak przyciągnął sobie bliżej krzesło
i usiadł na nim, otworzył torbę i wyciągnął z niej kilka
dziwnych przedmiotów. Spojrzał na Zayna i zapytał jakby chcąc coś
potwierdzić:
- Tak samo? -
Brunet tylko skinął głową. Ivy zaczęła się trochę niepokoić
temu dziwnemu zachowaniu chłopaków.
- Zayn, może ja
was zostawię? - Zapytała patrząc jak Joe zakłada rękawiczki.
- Raczej nie. -
Mruknął cicho i zacieśnił uścisk na jej dłoni i łokciu. Joe
wyciągnął jakiś jakby długopis, który zbliżył do nadgarstka
dziewczyny. Chciała cofnąć rękę, ale dłonie Zayna uniemożliwiły
jej to.
- Zayn, co...? -
Zaczęła chcąc wyjaśnień, ale zabrakło jej słów, gdy zobaczyła
jak na prawej stronie jej nadgarstka powstaje wzór trochę
przypominający jej jakiś celtycki symbol, a trochę jakby pismo
arabskie. Po zaledwie krótkiej chwili chłopak oderwał pisak od jej
skóry i spojrzał na bruneta.
- Może być? - W
odpowiedzi znowu dostał skinięcie głową. Ivy patrzyła jak
chłopak otwiera niewielki pojemniczek wypełniony jakąś czarną
substancją. Coraz mniej jej się to podobało, więc zaczęła się
wykręcać z uścisku wciąż milczącego bruneta. Nie przyniosło to
zamierzonych skutków, bo chłopak od początku tak ją otoczył
ramionami, że była unieruchomiona już w momencie, gdy usiadła na
kolanach bruneta. Jakby to planował. Nawet odsłonił jej
nadgarstek. Gdy próbowała pozbyć się jego uścisku, Joe wziął
do rąk dziwnie wyglądający przedmiot i dopiero wtedy Ivy domyśliła
się co ma zamiar zrobić.
- Zayn, ja cię
zabije jak on dotknie tym mojej ręki. - Powiedziała drżącym
głosem obserwując jak chłopak zanurza maszynkę w czarnej
substancji, która okazała się być czarnym tuszem. - Zayn, Zayn,
proszę cię, puść mnie. - Podjęła kolejną próbę wydostania
się, ale brunet pozostał niewzruszony.
- Mogę zaczynać?
- Usłyszała pytanie skierowane do Zayna.
- Nie! Nie zbliżaj
tego do mnie! - Prawie krzyknęła z rosnącą rozpaczą brzmiącą w
głosie.
- Tak, stary,
pospiesz się. - Powiedział obojętnym głosem.
- Zayn, przysięgam
ci, nie odezwę się więcej do ciebie jak mi to zrobisz!
Oznaką
jej przegranej, smutku i złości były łzy, które spłynęły po
jej policzkach, gdy tylko igła dotknęła jej skóry. Tatuaż.
Będzie miała tatuaż. I to w dodatku wzór, który zawsze będzie
jej przypominać o idiocie, na którego kolanach siedziała. Po
kilkudziesięciu minutach Joe przetarł niewielki wzór jakąś
wilgotną szmatką, posmarował czymś i zakrył opatrunkiem. Zaczął
coś mówić o tym, co ma robić z tatuażem, ale dziewczyny to nie
obchodziło. Wpatrywała się nieobecnym wzrokiem w swój nadgarstek
i milczała, ciągle myśląc o tym, jak mógł jej to zrobić. Nie
zapytał nawet. Ba! Nawet jej nie poinformował. Zdradził ją ten,
któremu najbardziej ufała i którego kochała... Gdy Zayn w końcu
rozluźnił ramiona i odchylił się nieco do tyłu, wyraźnie
rozluźniając całe ciało, jakby wcześniej był bardzo spięty,
Ivy szybko z tego skorzystała i wyrwała się chłopakowi. On jednak
siedział spokojnie, chyba spodziewając się takiej reakcji z jej
strony. W korytarzu naciągnęła w błyskawicznym tempie buty i
chwyciła rzuconą przez któregoś z chłopaków bluzę. Otworzyła
drzwi i przebiegła przez trawnik. Nagle poczuła, że musi oddalić
się od niego. Nie będzie świnia robił co chce, nie
pytając nawet o zdanie.
Domyślała się, że brama będzie zamknięta, ale na wszelki
wypadek pchnęła ją. Metal ani drgnął zgodnie z jej
przypuszczeniami. Podziękowała wtedy za umiejętności współpracy
z pionowymi metalowymi elementami i dokładnie tak jak wspinała się
na rurę, w krótką chwilę pokonała ogrodzenie i zeskoczyła na
chodnik po zewnętrznej stronie posiadłości. Może to było
dziecinne zachowanie, ale było jej kompletnie wszystko jedno, byle
pokazać czarnowłosemu, że nie ma prawa tak się wszystkim rządzić.
Rzuciła się biegiem w dół ulicy. Będę biec dopóki
nie padnę. Taki był jej plan.
Wszystko jedno, że nie znała okolicy. Biegła, bo wiatr osuszał
jej policzki, brodę i dekolt z łez. Biegła, żeby nie musieć się
oglądać za siebie. Gdy zaczynało brakować jej sił i powietrza w
płucach, dotarła do dużego parku. Przebiegła kawał już
opustoszałego parku aż doszła nad staw. Tam znalazła drzewo o
dosyć gęstej koronie i kilku niższych gałęziach i wspięła się
na nie. Była wściekła na Zayna, ale nie zamierzała robić z
siebie łatwego celu dla ewentualnych przechodniów, którzy czuliby
się bardzo samotni tej nocy. Gdy dotarła na odpowiednią bezpieczną
i zakrytą pozycję, przewiesiła obie nogi, siadając okrakiem na
gałęzi i oparła się plecami o pień drzewa. Pozwoliła opaść
głowie do tyłu i przymknęła oczy. Nadal nie była w stanie
kontrolować spływających po policzkach łez. Siedziała tak jakiś
czas uspokajając oddech. Musiała minąć blisko godzina od kiedy
wyleciała z domu. Nie słyszała żadnego odgłosu wybijającego się
poza szum drzew i oddalonych samochodów, aż do momentu gdy coś
zabuczało i poczuła wibracje telefonu, który ze zdziwieniem
odkryła w kieszeni. Przyjrzała się urządzeniu i stwierdziła, że
musiała porwać bluzę Nialla. Spojrzała na wyświetlacz. Spadaj
Zayn. Odrzuciła połączenie.
Mówiłam, że nie będę z tobą gadać.
Telefon kilka razy jeszcze wibrował, aż usłyszała jakieś głosy
i go wyłączyła. Głosy, bez wątpienia męskie, prowadziły
przyciszoną rozmowę. Ivy zaczęła nasłuchiwać, gdy mężczyźni
zbliżyły się do jej kryjówki.
- ... ale jesteś
pewny, że tutaj? To trochę daleko...
- Tak, Will. Już
ci mówiłem. Powiedział wyraźnie. Zresztą oni szukają bliżej
domu, my mamy się rozejrzeć tu. Podobno leciała w lewo od posesji.
Któryś z chłopaków, pewnie Dave, szuka u siebie i w okolicy.
Centrum handlowe też jest przez kogoś obstawione.
- Skąd wiesz,
gdzie poszła?
- Ktoś ją
widział. Wiesz, laska jest niezła, a ryczała jak uciekała. Ktoś
ją zapamiętał.
- Nie mogła
zwiewać wczoraj albo jutro? Impreza u Neila nam przepada. - Mruknął
Will z niezadowoleniem.
-
Wolałbyś urządzać poszukiwania na kacu czy może wczoraj
w deszczu? - Zaśmiał
się drugi mężczyna.
- Kurwa. Mógł ją
zamknąć czy coś. Nikt mu wcześniej nie uciekł. Ma to całe
pancerne ogrodzenie, które jest ciągle zamknięte na cztery spusty
i monitoring. Może ona mu się gdzieś tam ukryła?
- Nie
wkurwiaj mnie Will. Myślisz, że nie sprawdzili...? - Ich głosy
oddaliły się, tak, że Ivy rozróżniała tylko pojedyncze słowa.
On na prawdę to zrobił... Kazał mnie szukać.
Gdy już w ogóle nie nie słyszała głosów włączyła telefon z
powrotem. Zobaczyła kilka kolejnych prób połączenia, ale je
zignorowała. Spojrzała sfrustrowana na prawy nadgarstek, który ją
bolał. Podważyła opatrunek z jednej strony, żeby przyjrzeć się
nieszczęsnej pamiątce. Skóra wokół była zaczerwieniona, a na
opatrunku były ślady krwi. Przez kilka minut wpatrywała się w
czarny wzór, jakby jej intensywny wzrok mógł wywabić tusz z jej
jasnej skóry. W oczach znowu zebrały się jej łzy. Dlaczego
ja? Czuła się okropnie. Miała
przez niego cholerny mętlik w głowie. Nie mogła zaprzeczyć, że
go kocha. Tylko czemu musiał to wszystko jeszcze bardziej
skomplikować? To co zrobił tak bardzo naruszyło jej zaufanie do
chłopaka, że nie wiedziała jak miałaby teraz spojrzeć mu w oczy
albo dotknąć. Jakby wbił jej nóż w serce. Powinna go
znienawidzić za to, jak ją potraktował – jakby była
przedmiotem, z którym można zrobić cokolwiek, nie przejmując się
jego uczuciami, bo przecież przedmioty ich nie mają...Problemem
było tylko to, że jej serce i tak było jego... Jakkolwiek by teraz
nie wypierała tej myśli to miała ochotę się rozpłakać.
Jej
telefon znowu zawibrował ogłaszając , że ktoś znowu próbuje się
do niej dodzwonić. Zakleiła opatrunek tak jak był wcześniej i
wyciągnęła telefon z kieszeni. Liam. On wiedział,
musiał wiedzieć. Dlatego tak szybko zniknął i patrzył dziwnie na
Zayna. Czy na prawdę nikt się mu tam nie stawia? To, że z nim
mieszkają to nie znaczy, że we wszystkim mają mu potakiwać.
- Czego chcesz? - zapytała niezbyt przyjaznym tonem, pamiętając, że powinni byli ją ostrzec przed planami Zayna.
- Ivy, gdzie jesteś? - Usłyszała zmartwionym głosem Nialla.
- Jestem tam gdzie was nie ma.
- Słuchaj, przyjedziemy po ciebie tylko powiedz gdzie.
- On tam jest?
- Zayn? Tak.
- Naprawdę Niall, nie mam ochoty przebywać w jego pobliżu. Niech powie kolegom, żeby mnie nie szukali.
- Kolegom?
- Nie miej takiego zdziwionego tonu, ok? Naprawdę kazał komuś mnie szukać? Powiedz mu, żeby spadał. I tak nigdzie z nimi nie pójdę.
- Ivy... Co... - Zayn. Jego głos brzmiał dziwnie. Jakby napięty, zdenerwowany. Nie słyszała czego od niej chciał, bo się rozłączyła. Ostrzegała go. Mówiła, że się do niego nie odezwie. Po chwili na ekranie znowu pokazało się imię Liama. Odebrała, ale słowem się nie odezwała.
- Ivy? Jesteś tam? - Usłyszała w końcu głos blondyna. Na niego była trochę zła, ale była z nim w stanie rozmawiać.
- Mówiłam mu, że nie będę z nim rozmawiać, więc nie dawaj mu telefonu.
- Ivy, błagam cię, powiedz mi gdzie jesteś. Jest późno, robi się niebezpiecznie.
- No patrz. Jakoś tu gdzie jestem czuję się bezpieczniej niż u was w domu. A ty mogłeś mi powiedzieć...
- Ivy, przepraszam, ale nie mogłem.
- Jasne, Niall. - Powiedziała coraz bardziej zła i się rozłączyła.
Zrobiło się
naprawdę późno, ale na szczęście konary i liście chroniły
dziewczynę przed wiatrem. Kolejne minuty mijały, gdy dziewczyna
próbowała wymyślić co ma teraz zrobić. Jej torba ze wszystkimi
dokumentami i pieniędzmi została u chłopaków, więc musiałaby ją
odzyskać, żeby się gdziekolwiek ruszyć. Poza tym, że boleśnie
uświadamiała sobie jak mało prawdopodobne jest odzyskanie torby
bez wpadania na bruneta, to jej ręka coraz bardziej piekła i
bolała. Gdy się jej przyjrzała zobaczyła, że jej nadgarstek jest
opuchnięty. Po mniej więcej godzinie narastania bólu, opuchlizny i
temperatury skapitulowała i postanowiła wyciągnąć telefon.
- Tak? - Usłyszała
spokojny głos w słuchawce.
- Liam... -
Zaczęła dosyć łamiącym się głosem.
- Ivy? Gdzie
jesteś? Wszyscy cię szukamy...
- Jesteś sam?
- Jestem z
Harrym... Gdzie jesteś?
- Mógłbyś coś
dla mnie zrobić?
- Jasne, mów.
- Tylko proszę
cię, nie mów Zaynowi, bo jak na razie mam go dosyć, ok?
- No, dobra. -
Jakby z wahaniem odpowiedział szatyn.
- Mógłbyś
przyjechać do parku De Gaulle'a i przywieźć mi jakieś mocne
tabletki przeciwbólowe i butelkę wody?
- Tabletki i wodę?
Jasne... Chcesz żebym sam przyjechał, czy Harry nie będzie ci
przeszkadzał?
- Możesz z nim,
tylko bez tamtego idioty, błagam cię. Jakbyś mógł przyjść
gdzieś w okolice stawu to byłoby super.
- Ok, to będziemy
za jakieś dwadzieścia minut, ok?
- Ok, dzięki
Liam.
Po piętnastu
minutach postanowiła zejść na ziemię, bo już od dłuższego
czasu nie słyszała żadnych ludzi. Na dole wydało jej się, że
jest chłodniej niż na drzewie. Podeszła do pobliskiej ławki i
usiadła na oparciu. Po kilku minutach, w ciągu których zrobiło
się jej zimno i zaczęła się lekko trząść, zobaczyła dwie
postacie zmierzające w jej stronę. Miała szczerą nadzieję, że
to oni, bo nie chciało jej się znowu uciekać na drzewo, tym
bardziej przy stanie jej ręki.
- Ivy? - Liam i
Harry zatrzymali się przed dziewczyną. - Słuchaj, może pójdziemy
do auta, bo tu jest dosyć chłodno, co? - Dziewczyna skinęła głową
na znak zgody. Przeszli przez park, dochodząc prawie do bramy w
ciszy, jakby nikt nie wiedział co ma powiedzieć. W końcu odezwał
się Liam.
- Ivy, Zayn... -
Zaczął, ale dziewczyna mu przerwała.
- Nie wypowiadaj
przy mnie tego imienia, bo wrócę z powrotem do parku. Nie chcę o
nim słyszeć. - Powiedziała z mieszającymi się złością,
smutkiem i zawiedzeniem. Szatyn zamilkł dopóki nie doszli do auta,
które zaparkowane było naprzeciw wejścia. Chłopak odblokował
samochód i otworzył dziewczynie drzwi, a ona wślizgnęła się na
miejsce z tyłu. Czekała chwilę, aż Liam i Harry ulokują się z
przodu.
- Liam, masz te
tabletki?
- Jasne, już ci
je daję... A co się stało? Głowa cię boli, czy... jesteś
kiepsko ubrana jak na taką temperaturę... pewnie się rozchorujesz
po takim czasie na dworze...
- Czemu głowa ma
mnie boleć?
- No wiesz, tak
się często zaczyna przeziębienie. - Powiedział podając jej
tabletki.
- Nie boli mnie
głowa. - Rzuciła marudnym tonem. - Boli mnie przez Z... przez
niego. - Wyciągnęła w ich stronę prawą rękę.
- O kurwa... -
Obaj jak na zawołanie zaklęli. Liam lekko ujął jej dłoń, ale
dziewczyna szybko ją cofnęła, gdy jego palce dotknęły bolącego
miejsca.
- Słuchaj, ktoś
to musi obejrzeć.
- Masz na coś
uczulenie?
- Wiesz, jakoś
jeszcze nikt mi siłą nie próbował nakłuć żadnej części ciała
igłą uwalaną w tuszu, więc jakoś nigdy się nie zastanawiałam
nad tym... - Powiedziała mając nadzieję, że sarkazm w jej głosie
jest słyszalny.
- Zayn cię nie
zapytał?
- Jakoś chyba
wypadło mu z głowy, żeby w ogóle zapytać czy chciałabym mieć
tatuaż.
- A Joe? On
przyszedł, prawda?
- Kochany Joe
wziął pod uwagę wszyyyystkie moje uwagi i zastrzeżenia, tak
uważnie mnie słuchał gdy mówiłam mu, że nie chcę żeby zbliżał
się do mojej ręki... A nie, czekaj, jedyne co wziął pod uwagę to
to czy Zaynowi odpowiada miejsce i wzór i bardzo uważnie go
słuchał, jak kazał mu się pospieszyć. Ja nie wiem co jest z wami
nie tak! To jest nielegalne! Dlaczego wszyscy robią to co wielki pan
chce?!
- Ivy, to nie jest
takie proste...
- Co wyrzuci was z
domu jak mu się postawicie? - Liam już otwierał usta, żeby coś
powiedzieć, ale szatynka kontynuowała - Nieważne zresztą... Chcę
tylko odzyskać torbę i już mnie nie ma.
- On nie pozwoli,
żebyś...
- I wracamy do
punktu wyjścia Harry. On nie ma prawa tak się rządzić, a wy nie
powinniście wykonywać tak bezkrytycznie jego poleceń.
- Ivy, po
pierwsze, nigdzie nie znikasz, bo ktoś musi zobaczyć twoją rękę.
Czekaj, ja już dzwonię, i kogoś złapię. - W spokojny ton głosu
Liama wkradł się niepokój i napięcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz